Nie wiem, jak ty – ale mnie ta kwestia strasznie drażni i nie daje spokoju.
Wczoraj było wspomnienie liturgiczne św. Mikołaja – kapłana, biskupa – a jednocześnie świeckie, laickie i o wiele bardziej popularne mikołajki. Czyli tradycja obdarowywania się drobiazgami i słodyczami, taki może nieco przedsmak świąt.
Niestety, kto ma konto na FB, od kilku dni pewnie u swoich bardziej konserwatywnych znajomych zaobserwował różnej maści memy i grafiki, zestawiające ze sobą „tego dobrego” św. Mikołaja biskupa z „tym złym” mikołajem w czerwonych portkach, czerwonej czapie, z czerwonym nosem, worem prezentów, elfem czy śnieżynką. Niektóre z nich wręcz pełne przemocy – biskup ciągnący po śniegu złego konsumpcyjnego mikołaja, czy wręcz okładający go, z podpisem „ja ci dam mikołaja”. Bo to złe, niewłaściwe, konsumpcjonizm wchodzący w materię sakralną, zawłaszczanie świętego itp.
Argument o zawłaszczeniu świętego wydaje mi się zupełnie nietrafiony – tak się składa, że wizerunek opisanego wyżej czerwonego faceta, o ile wiem, powstał na potrzeby ni mniej, ni więcej ale reklam Coca Coli gdzieś w latach 30. XX wieku. Pojęcie „świętego” po prostu się przyjęło i myślę, że mało kto kojarzy faceta w czerwonych rajtuzach z biskupem ze starożytnej Miry z III w.n.e., słynnym dobroczyńcą, co to fundował posagi ubogim pannom, które bez tego nie miały szansy na zamążpójście, ba, nawet prostytutkom (tu pewnie niektórzy dostają zawału – ale jak on tak!… zgorszenie!).
Tym bardziej, że jeśli ktokolwiek zechce, wystarczy wpisać hasło w wyszukiwarkę, i o Mikołaju biskupie można się sporo dowiedzieć. I nikt nie ma wątpliwości, że to nie o starszawego faceta w czerwonym kubraczku chodzi. A co jak co, w Polsce jest mocno popularny, skoro mamy – jak podają statystyki – 327 świątyni pod jego wezwaniem („lepsi” są tylko śś. Piotr i Paweł oraz Jan Chrzciciel); tak się składa, i mnie w poświęconej „świętemu od prezentów” bazylice dominikańskiej ochrzczono 🙂
Czy unoszenie się „świętym” oburzeniem ma tutaj sens? Czy czemukolwiek i komukolwiek – poza oburzaniem samym w sobie i oburzającym się – coś daje? Po raz kolejny – mentalność św. Oburza, promowanego w ramach sympatycznego kalendarza jako patrona Polski, pasuje jak ulał. Oburzanie dla oburzania, bo dzień bez oburzania to dzień stracony. Święty Mikołaj biskup to symbol dobroczynności, szczodrości, zachęta do pewnej postawy – i chyba o wiele sensowniej jest po prostu wziąć tę propozycję do serca, i zostać takim autentycznym świętym Mikołajem dla kogoś? Może nie tylko dla najbliższych – bo to dość łatwe – ale rozejrzeć się po okolicy, popatrzeć, poszukać, i spróbować zdziałać mały cud dla kogoś, kto jest w gorszej sytuacji ode mnie?
Nie tyle być takim mikołajem od czekoladek rozdawanych bliskim – co spróbować zostać świętym Mikołajem, który chce przyjść z pomocą i zaradzić czyjejś biedzie czy ubóstwu, prawdziwym i autentycznym potrzebom osoby w trudnej sytuacji. Nie oburzać się – ruszyć i zrobić coś dobrego. Pola do popisu jest dużo i każdy może się wykazać. Jeśli zdecyduje się na coś bardziej konstruktywnego niż nadęte oburzenie.