Jezus udał się do Kafarnaum, miasta w Galilei, i tam nauczał w szabat. Zdumiewali się Jego nauką, gdyż słowo Jego było pełne mocy. A był w synagodze człowiek, który miał w sobie ducha nieczystego. Zaczął on krzyczeć wniebogłosy; Och, czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić? Wiem, kto jesteś: Święty Boży. Lecz Jezus rozkazał mu surowo: Milcz i wyjdź z niego! Wtedy zły duch rzucił go na środek i wyszedł z niego nie wyrządzając mu żadnej szkody. Wprawiło to wszystkich w zdumienie i mówili między sobą: Cóż to za słowo? Z władzą i mocą rozkazuje nawet duchom nieczystym, i wychodzą. I wieść o Nim rozchodziła się wszędzie po okolicy. (Łk 4,31-37)
Tag: uzdrowienie
Przyjdź, bo… Daj się dotknąć, bo… Trudno bez Niego.
Gdy Jezus mówił, pewien zwierzchnik synagogi przyszedł do Niego i, oddając pokłon, prosił: Panie, moja córka dopiero co skonała, lecz przyjdź i włóż na nią rękę, a żyć będzie. Jezus wstał i wraz z uczniami poszedł za nim. Wtem jakaś kobieta, która dwanaście lat cierpiała na krwotok, podeszła z tyłu i dotknęła się frędzli Jego płaszcza. Bo sobie mówiła: żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa. Jezus obrócił się, i widząc ją, rzekł: Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła. I od tej chwili kobieta była zdrowa. Gdy Jezus przyszedł do domu zwierzchnika i zobaczył fletnistów oraz tłum zgiełkliwy, rzekł: Usuńcie się, bo dziewczynka nie umarła, tylko śpi. A oni wyśmiewali Go. Skoro jednak usunięto tłum, wszedł i ujął ją za rękę, a dziewczynka wstała. Wieść o tym rozeszła się po całej tamtejszej okolicy. (Mt 9,18-26)
Kij zamiast marchewki
Przyprowadzono do Jezusa niemowę opętanego. Po wyrzuceniu złego ducha niemy odzyskał mowę, a tłumy pełne podziwu wołały: Jeszcze się nigdy nic podobnego nie pojawiło w Izraelu! Lecz faryzeusze mówili: Wyrzuca złe duchy mocą ich przywódcy . Tak Jezus obchodził wszystkie miasta i wioski. Nauczał w tamtejszych synagogach, głosił Ewangelię królestwa i leczył wszystkie choroby i wszystkie słabości. A widząc tłumy ludzi, litował się nad nimi, bo byli znękani i porzuceni, jak owce nie mające pasterza. Wtedy rzekł do swych uczniów: żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo. (Mt 9,32-37)
Musiał być bardzo znany. Cokolwiek ludzie o Nim myśleli, byli świadomi mocy, jaką posiadał. Prorok? Uzdrowiciel? Czarownik? To nie miało znaczenia. Wbrew pozorom, dla tych wszystkich chorych, kalekich, ułomnych i ich rodzi nie miało najmniejszego znaczenia to, czyją mocą i w czyim imieniu Jezus działał – liczyło się to, aby chory odzyskał zdrowie.
Fakt, takiego uzdrowiciela w Izraelu pewnie przed Jezusem jeszcze nie było. Co było ważne, co Go odróżniało od innych? To, że nie tylko leczył ciała, ale i dusze. Mało mówił o grzechu? Mało nawracał? Rozmowa z Samarytanką przy studni, przypowieść o miłosiernym samarytaninie, o bogaczu i łazarzu, o celniku i faryzeuszu – pierwsze z brzegu przykłady, jakie przychodzą mi teraz do głowy. Co więcej – Jezus oskarżany o to, że wyrzuca złe duchy mocą ich władcy potrafił udowodnić (czego w tej ewangelii akurat nie ujęto), że tak nie jest, ale że w Nim właśnie przybliża się do ludzi Boże Królestwo.
Nie jest sztuką, aby uczynić zadość tym najprostszym, najbardziej podstawowym potrzebom ludzkim. Mało jest miliarderów na świecie? Całkiem sporo. Gdyby chcieli, mogli by swoim majątkiem podzielić się z biednymi tak, aby pewnie problem biedy wyeliminować. Ale czy o to chodzi? Chyba bardziej o takie gospodarowanie, takie prawo, pomoc społeczną, świadczenia socjalne i funkcjonowanie gospodarki, aby ludzie sami mieli po prostu możliwość uczciwie zarobić, utrzymać siebie i swoje marzenia. Nie sama marchewka, ale przede wszystkim kij, z którym zainteresowany sam sobie poradzić w poszukiwaniach marchewki. Jezus był wielki tylko przez to, że potrafił uleczyć, wskrzesić – ale Jego prawdziwa wielkość polegała na tym, kim był, i na tym, że nie zatrzymywał się tylko na potrzebach ciała. Szedł dalej, mówił o miłości, o sprawiedliwości, o poszanowaniu ludzi, równości, ofiarności i bezinteresowności. Człowiek w oczach Boga jest spójny – ciało z jego potrzebami, ale także dusza i serce, które mają uzdolnić człowieka do życia nie byle jak, ale po prostu na Boży sposób.
To wezwanie do pracy na żniwie Pana często bywa zawężane tylko do powołania kapłańskiego czy zakonnego. Pewnie – bez kapłanów nie było by Eucharystii, więc żywej i realnej obecności Mesjasza w tabernakulach i na ołtarzach świata. Nie bez powodu Benedykt XVI powołał niedawno Radę ds. Nowej Ewangelizacji. Dzisiaj Kościół i świat to po prostu pole walki dobra ze złem, gdzie sięgać trzeba także po nowe sposoby docierania do ludzi, wygrywania ich dla Boga. Pełno jest miejsc i środowisk, gdzie duchowny jako taki nie wejdzie i nie dotrze nigdy. To jest pole do popisu dla nas, świeckich. Jesteśmy robotnikami, którzy – niestety – najczęściej jak tamci z innej przypowieści skupiają się nie na tym, ile zrobili, ale na kłóceniu się o zapłatę. Tymczasem po prostu trzeba zakasać rękawy i obrabiać ten swój ewangelizacyjny ogródek, tu i teraz, tam gdzie jestem i żyję. Prosząc, aby nigdzie i nikomu nie brakowało tych, którzy zadbają o inne ogródki Kościoła.
Pora wstać i otworzyć oczy
Jak zwykle, jestem do tyłu – to tekst niedzielny (a dziś? czwartek).
Jezus przechodząc ujrzał pewnego człowieka, niewidomego od urodzenia. Splunął na ziemię, uczynił błoto ze śliny i nałożył je na oczy niewidomego, i rzekł do niego: „Idź, obmyj się w sadzawce Siloe”, co się tłumaczy: Posłany. On więc odszedł, obmył się i wrócił widząc. A sąsiedzi i ci, którzy przedtem widywali go jako żebraka, mówili: „Czyż to nie jest ten, który siedzi i żebrze?”. Jedni twierdzili: „Tak, to jest ten”, a inni przeczyli: „Nie, jest tylko do tamtego podobny”. On zaś mówił: „To ja jestem”. Zaprowadzili więc tego człowieka, niedawno jeszcze niewidomego, do faryzeuszów. A dnia tego, w którym Jezus uczynił błoto i otworzył mu oczy, był szabat. I znów faryzeusze pytali go o to, w jaki sposób przejrzał. Powiedział do nich: „Położył mi błoto na oczy, obmyłem się i widzę”. Niektórzy więc spośród faryzeuszów rzekli: „Człowiek ten nie jest od Boga, bo nie zachowuje szabatu”. Inni powiedzieli: „Ale w jaki sposób człowiek grzeszny może czynić takie znaki?”. I powstało wśród nich rozdwojenie. Ponownie więc zwrócili się do niewidomego: „A ty, co o Nim myślisz w związku z tym, że ci otworzył oczy?” Odpowiedział: „To jest prorok”. Na to dali mu taką odpowiedź: „Cały urodziłeś się w grzechach, a śmiesz nas pouczać?”. I precz go wyrzucili. Jezus usłyszał, że wyrzucili go precz, i spotkawszy go rzekł do niego: „Czy ty wierzysz w Syna Człowieczego?”. On odpowiedział: „A któż to jest. Panie, abym w Niego uwierzył?”. Rzekł do niego Jezus: „Jest nim Ten, którego widzisz i który mówi do ciebie”. On zaś odpowiedział: „Wierzę, Panie!” i oddał Mu pokłon. (J 9,1.6–9.13–17.34–38)
Błogosławiony upór ślepca, który wierzył dalej niż inni
Gdy Jezus wraz z uczniami i sporym tłumem wychodził z Jerycha, niewidomy żebrak Bartymeusz, syn Tymeusza, siedział przy drodze. Ten słysząc, że to jest Jezus z Nazaretu, zaczął wołać: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!”. Wielu nastawało na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: „Synu Dawida, ulituj się nade mną!”. Jezus przystanął i rzekł: „Zawołajcie go!”. I przywołali niewidomego, mówiąc mu: „Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię”. On zrzucił z siebie płaszcz, zerwał się i przyszedł do Jezusa. A Jezus przemówił do niego: „Co chcesz, abym Ci uczynił?”. Powiedział Mu niewidomy: „Rabbuni, żebym przejrzał”. Jezus mu rzekł: „Idź, twoja wiara cię uzdrowiła”. Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą. (Mk 10,46-52)
Wierzycie? Kompleksowa naprawa przez Boga
Gdy Jezus przychodził, szli za Nim dwaj niewidomi którzy wołali głośno: Ulituj się nad nami, Synu Dawida! Gdy wszedł do domu, niewidomi przystąpili do Niego, a Jezus ich zapytał: Wierzycie, że mogę to uczynić? Oni odpowiedzieli Mu: Tak, Panie! Wtedy dotknął ich oczu, mówiąc: Według wiary waszej niech wam się stanie! I otworzyły się ich oczy, a Jezus surowo im przykazał: Uważajcie, niech się nikt o tym nie dowie! Oni jednak, skoro tylko wyszli, roznieśli wieść o Nim po całej tamtejszej okolicy. (Mt 9,27-31)
- Słowo daję – rozmowa M. Jakimowicza z o. Krzysztofem Wonsem SDS – o tym, że w Biblii trzeba się zakochać
- kolejny kawałek wywiadu-rzeki Petera Seewalda z papieżem Benedyktem XVI
- tekst odnośnie (braku) współczesnych autorytetów z jednej strony, i tym, co prezentują współcześni celebryci i dlaczego celebryta to nie autorytet z drugiej strony
- krótka biografia kanclerz Niemiec Angeli Merkel i próba wyjaśnienia jej postępowania
- o tym, że Polacy bezmyślni są i nie czytają tego, co podpisują (choć powinni)
- bardzo fajny – bo sam je czytam (i chyba po powieści Krajewskiego wreszcie sięgnę) – tekst o powieściach kryminalnych
- mocno krytycznie o (próbie?) biografii kard. Józefa Glempa
- o tym, że Benedykt XVI jako kardynał jeszcze za pontyfikatu Jana Pawła II starał się o zaostrzenie kar kościelnych za pedofilię – wbrew temu, co niektórzy twierdzą odnośnie jego bierności – i tym, że dzisiaj jako papież zamierza zmienić KPK w zakresie kar kościelnych, głównie pod kątem zaostrzenia odpowiedzialności za pedofilię
Wyjdź z siebie… i przyjdź
Jezus przyszedł nad Jezioro Galilejskie. Wszedł na górę i tam siedział. I przyszły do Niego wielkie tłumy, mając z sobą chromych, ułomnych, niewidomych, niemych i wielu innych, i położyli ich u nóg Jego, a On ich uzdrowił. Tłumy zdumiewały się widząc, że niemi mówią, ułomni są zdrowi, chromi chodzą, niewidomi widzą. I wielbiły Boga Izraela. Lecz Jezus przywołał swoich uczniów i rzekł: Żal Mi tego tłumu! Już trzy dni trwają przy Mnie, a nie mają co jeść. Nie chcę ich puścić zgłodniałych, żeby kto nie zasłabł w drodze. Na to rzekli Mu uczniowie: Skąd tu na pustkowiu weźmiemy tyle chleba żeby nakarmić takie mnóstwo? Jezus zapytał ich: Ile macie chlebów? Odpowiedzieli: Siedem i parę rybek. Polecił ludowi usiąść na ziemi; wziął siedem chlebów i ryby, i odmówiwszy dziękczynienie, połamał, dawał uczniom, uczniowie zaś tłumom. Jedli wszyscy do sytości, a pozostałych ułomków zebrano jeszcze siedem pełnych koszów. (Mt 15,29-37)
>>>
Zaczął się adwent, to i w linkach dodałem dział tematyczny temu okresowi poświęcony.
Przede wszystkim polecam rozważania o. Pawła Kozackiego OP na każdy dzień tego okresu, zatytułowane Marana Tha – kontynuację bardzo fajnego projektu (z założenia – na okresy Adwentu i Wielkiego Postu) W stronę słowa.
>>>
Tak w kontekście myśli adwentowych – zerknąłem przedwczoraj wieczorkiem do takiej książeczki z krótkimi rozważaniami na każdy dzień autorstwa + x Jana Twardowskiego. Opisał świetnie różnicę pomiędzy zmarnowaniem adwentu a dobrym jego wykorzystaniem. Jaka to różnica? Taka sama, jak pomiędzy czuwaniem a czekaniem. Pozornie – sformułowania podobne. Ale jakże inne znaczenie! Czuwanie to postawa aktywna, skupiona, radośnie skoncentrowana na gotowości przed tym, co ma nastąpić. Postawa na adwent, taka właściwa. A czekanie? Najczęściej w zniecierpliwieniu, niechęci, poczuciu przykrego obowiązku wobec tego, co jednak musi nastąpić. Temu ma służyć adwent? Zdecydowanie nie.
Więc niech będzie to czas czuwania, a nie bezmyślnego czekania.
>>>
Po prawej stronie, poniżej zdjątka ruin kościółka w Ic Kale w Alanyi, wkleiłem wczoraj taki bardzo piękny tekst. Znalazłem go w artykule x Adama Bonieckiego MIC, poświęconego osobie autora tych słów, kard. Carla Marii Martiniego SI (notabene, tytuł tekstu – do znalezienia w archiwum Onetu – ciekawy: Karol, człowiek który nie został papieżem). Pochodzi z, niestety nie wydanej dotąd po polsku, książki-wywiadu Nocne rozmowy w Jerozolimie. O ryzyku wiary.
Kiedyś miałem marzenia o Kościele. Marzył mi się Kościół, który postępuje swoją drogą w ubóstwie i pokorze, Kościół, który nie zależy od potęg tego świata. Marzyłem, że zniknie nieufność. Marzyłem o Kościele, który daje przestrzeń osobom zdolnym do myślenia w sposób otwarty. O Kościele, który daje odwagę tym przede wszystkim, którzy czują się mali albo grzeszni. Marzyłem o Kościele młodym. Dziś już nie mam tych marzeń. Kiedy osiągnąłem 75 lat, postanowiłem się za Kościół modlić.
Bądźcie odważni. Ryzykujcie coś, ryzykujcie życie, bo kto chce zachować swoje życie, straci je… Kocham małe słowo: Amen, które w czterech znakach zamyka całą naszą wiarę i modlitwę. Pochodzi z hebrajskiego i znaczy mniej więcej: ufam, wierzę, mam pewność.
Zagubieni, nieczyści i inni tacy
Stało się, że Jezus zmierzając do Jerozolimy przechodził przez pogranicze Samarii i Galilei. Gdy wchodzili do pewnej wsi, wyszło naprzeciw Niego dziesięciu trędowatych. Zatrzymali się z daleka i głośno zawołali: Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami. Na ich widok rzekł do nich: Idźcie, pokażcie się kapłanom. A gdy szli, zostali oczyszczeni. Wtedy jeden z nich widząc, że jest uzdrowiony, wrócił chwaląc Boga donośnym głosem, upadł na twarz do nóg Jego i dziękował Mu. A był to Samarytanin. Jezus zaś rzekł: Czy nie dziesięciu zostało oczyszczonych? Gdzie jest dziewięciu? żaden się nie znalazł, który by wrócił i oddał chwałę Bogu, tylko ten cudzoziemiec. Do niego zaś rzekł: Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła. (Łk 17,11-19)