Rozbrajająca bezbronność

Pasterze pośpiesznie udali się do Betlejem i znaleźli Maryję, Józefa i Niemowlę, leżące w żłobie. Gdy Je ujrzeli, opowiedzieli o tym, co im zostało objawione o tym Dziecięciu. A wszyscy, którzy to słyszeli, dziwili się temu, co im pasterze opowiadali. Lecz Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu. A pasterze wrócili, wielbiąc i wysławiając Boga za wszystko, co słyszeli i widzieli, jak im to było powiedziane. Gdy nadszedł dzień ósmy i należało obrzezać Dziecię, nadano Mu imię Jezus, którym Je nazwał anioł, zanim się poczęło w łonie [Matki]. (Łk 2,16-21)
Kolejny Boży paradoks. Tak, jak za 30 lat Jezus wybierze sobie „straż przyboczną”, swoich pierwszych naśladowców w większości z grona prostych rybaków, prostaków, pospólstwa – tak samo wygląda to w obrazku powyżej, opisującym tych, którzy pierwszy, poza Maryją i Józefem, stali się spośród ludzi świadkami Narodzenia Jezusa: przypadkowi pasterze, opiekunowie owiec, nocujący po pastwiskach czy właśnie w grotach albo stajniach. Pierwsi świadkowie Maleńkiej Miłości.
Podnoszę ręce – bo nie dam rady

Jezus odpowiedział swoim uczniom przypowieść o tym, że zawsze powinni modlić się i nie ustawać: W pewnym mieście żył sędzia, który Boga się nie bał i nie liczył się z ludźmi. W tym samym mieście żyła wdowa, która przychodziła do niego z prośbą: Obroń mnie przed moim przeciwnikiem. Przez pewien czas nie chciał; lecz potem rzekł do siebie: Chociaż Boga się nie boję ani z ludźmi się nie liczę, to jednak, ponieważ naprzykrza mi się ta wdowa, wezmę ją w obronę, żeby nie przychodziła bez końca i nie zadręczała mnie. I Pan dodał: Słuchajcie, co ten niesprawiedliwy sędzia mówi. A Bóg, czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego, i czy będzie zwlekał w ich sprawie? Powiadam wam, że prędko weźmie ich w obronę. Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie? (Łk 18,1-8)
Pan Jezus dzisiaj bardzo chce nam przypomnieć, jak piękną sprawą jest zaufanie, ufność, umiejętność złożenia swojego życia – w tych sprawach od najprostszych po najtrudniejsze – w Jego ręce. Mówi o tym zarówno w I czytaniu na przykładzie Mojżesza i jego postawy, ale także w Ewangelii. Jeśli jesteś osobą, która ma w swoim życiu doświadczenie takiej mocnej i namacalnej ingerencji Boga w swoje życie – to w sumie szkoda twojego czasu na czytanie dalej tego tekstu. Serio. Naprawdę, w tym wypadku ucieszę się, jeśli będzie niewiele jego odsłon 🙂
Jak mało i jak bardzo bez sensu

Wielkie tłumy szły z Jezusem. On zwrócił się i rzekł do nich: Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto siebie samego, nie może być moim uczniem. Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem. Bo któż z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie wpierw i nie oblicza wydatków, czy ma na wykończenie? Inaczej, gdyby założył fundament, a nie zdołałby wykończyć, wszyscy, patrząc na to, zaczęliby drwić z niego: Ten człowiek zaczął budować, a nie zdołał wykończyć. Albo który król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło temu, który z dwudziestoma tysiącami nadciąga przeciw niemu? Jeśli nie, wyprawia poselstwo, gdy tamten jest jeszcze daleko, i prosi o warunki pokoju. Tak więc nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem. (Łk 14,25-33)
Odpowiedzialność, roztropność, odwaga, gotowość dostosowania się – bycia elastycznym, naprawdę wolnym w kontekście tego, co Bóg może postawić na twojej drodze. Tu nie chodzi o to, że Jezus chce kogoś zniechęcić – ale wręcz przeciwnie: stawia sprawę bardzo jasno, uprzedza, że tak właśnie może być.
Prostota i ufność

Przynosili Mu również dzieci, żeby ich dotknął; lecz uczniowie szorstko zabraniali im tego. A Jezus, widząc to, oburzył się i rzekł do nich: «Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże. Zaprawdę, powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego». I biorąc je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je (Mk 10,13-16)
Ten czas urlopu to możliwość dla mnie – jak dla każdego rodzica – spędzenia więcej czasu ze swoją pociechą (pociechami). Warto w tym kontekście zastanowić się i przypomnieć, co o stosunku i relacji do dzieci mówił Jezus.
Nie pukaj – ale pomyśl, poszerz horyzont

Jezus powiedział do swoich uczniów: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Albowiem każdy, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą. Gdy którego z was syn prosi o chleb, czy jest taki, który poda mu kamień? Albo gdy prosi o rybę, czy poda mu węża? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec wasz, który jest w niebie, da to, co dobre, tym, którzy Go proszą. Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie! Albowiem na tym polega Prawo i Prorocy. (Mt 7,7-12)
To może zabrzmi podchwytliwie: ale do czego właściwie nas Jezus zachęca w tych słowach? Do samego tylko proszenia? Do wytrwałości? Czy może do czegoś więcej? Może ufności?
Przyjdź, bo… Daj się dotknąć, bo… Trudno bez Niego.
Gdy Jezus mówił, pewien zwierzchnik synagogi przyszedł do Niego i, oddając pokłon, prosił: Panie, moja córka dopiero co skonała, lecz przyjdź i włóż na nią rękę, a żyć będzie. Jezus wstał i wraz z uczniami poszedł za nim. Wtem jakaś kobieta, która dwanaście lat cierpiała na krwotok, podeszła z tyłu i dotknęła się frędzli Jego płaszcza. Bo sobie mówiła: żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa. Jezus obrócił się, i widząc ją, rzekł: Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła. I od tej chwili kobieta była zdrowa. Gdy Jezus przyszedł do domu zwierzchnika i zobaczył fletnistów oraz tłum zgiełkliwy, rzekł: Usuńcie się, bo dziewczynka nie umarła, tylko śpi. A oni wyśmiewali Go. Skoro jednak usunięto tłum, wszedł i ujął ją za rękę, a dziewczynka wstała. Wieść o tym rozeszła się po całej tamtejszej okolicy. (Mt 9,18-26)
Pozwólmy się Bogu poznać i doświadczyć!
ku Niemu sny i marzenia płyną
Już jutro, jak co roku, w gronie najbliższych, tych których kochamy, będziemy łamać się opłatkiem, składać sobie życzenia, z nadzieją, ufnością i optymizmem patrząc w przyszłość, w to wszystko co czeka nas i w te święta, i w nowym 2011 roku.
Może dla niektórych te święta to przykry obowiązek albo wręcz męcząca monotonia. Właśnie im – ale i każdemu z nas, sobie samemu również – życzymy dobrego i owocnego przeżycia tego czasu. Żeby to nie był kolejny długi weekend (w tym roku i tak dość krótki) w całości zmarnowany na (choć raz w roku usprawiedliwione) obżarstwo, symbiozę z telewizorem czy komputerem, czy coś równie bezproduktywnego. Żeby to nie były święta spędzone tak, jak na – smutnym, ale prawdziwym – obrazku z poprzedniej notki, jak to dla wielu wyglądał Adwent, czas rzekomo przygotowania na te święta.
Bóg przychodzi do każdego z nas, czy nam się to podoba, czy nie; czy w Niego wierzymy, czy nie. Tylko od nas zależy, co z tym zrobimy. Możemy skończyć na zrobieniu z własnego domu po prostu szopki, poprzez przesadne przygotowania zewnętrzne, stworzenie czegoś bliżej nieokreślonego nazywanego klimatem świąt – jednocześnie będąc zupełnie nieprzygotowanym wewnętrznie (wersja pt. opakowanie ładne, a w środku pusto; piękna forma, zero treści). A możemy przygotować w domu to, co konieczne (z umiarem), nie zapominając i przygotowując z równym wysiłkiem siebie samych – swoje serca, to co najważniejsze; wtedy unikniemy właśnie robienia z siebie szopki, a sama szopka – ta betlejemska – będzie tylko naprawdę radosnym celem, do którego w tych dniach fizycznie, do kościołów, i duchowo, w sercu, będziemy zmierzać; nie dlatego, że trzeba, wypada – ale dlatego, że chcemy.
Im bardziej poznajemy i doświadczamy siebie samych, tym bardziej mamy szansę poznać i doświadczyć Boga. On przychodzi do nas w tych dniach w najbardziej prostej, ufnej a zarazem bezbronnej postaci – małego dziecka, które nie wie, co to zło, które potrafi tylko z uśmiechem wyciągać ręce do człowieka. Tak, zaufanie Mu nie oznacza rozwiązania z dnia na dzień wszystkich problemów – ale On sam daje każdemu z nas nadzieję, z której płynie siła i inspiracja do stawiania czoła temu, co trudne, bolesne i czasami bardzo ciężkie. Bóg jest zawsze z nami, nikogo z nas na krok nie odstępuje – i to czasami my sami po prostu w Niego nie wierzymy albo nie chcemy Go zauważyć. Bo zamiast zaufać, współdziałać z Nim, rozmawiać a czasami i kłócić – wolimy po prostu wszystkie sukcesy przypisać sobie, a na Niego zwalić winę za całe zło wokół nas.
Pozwólmy się Bogu poznać i chciejmy poznać także Jego. Żeby nasza wiara i modlitwa nie była pustym recytowaniem czy oddawaniem czci obrazkom, posążkom czy innym podobiznom – ale jedynemu prawdziwemu Bogu, którego Syn przychodzi na świat, i chce wejść w życie każdego z nas, aby uczynić je i nas samych lepszymi, szczęśliwymi, spełnionymi i pełnymi nadziei. On zna nasze myśli, pragnienia i porywy serc – wystarczy tylko nie zamykać tego przed Nim, nie chcieć za wszelką cenę być panem samego siebie, a zaufać Mu i zapragnąć, aby On nas poprowadził, wskazał drogę.
Życzymy Wam świąt naprawdę autentycznej radości, która promieniować będzie nie tylko przez te kilka dni, ale na cały nadchodzący rok. Życzymy Bożego błogosławieństwa i Jego opieki dla Was i dla Waszych najbliższych, tych których kochacie, rodzin, dzieci. Życzymy prawdziwego pokoju serca, który nie tylko zagości na chwilę, ale stanie się trwałym fundamentem. Otwórzcie się przed Nim, nie bójcie i nie wstydźcie się pokazać mu samych siebie – z tym, co dobre i piękne, ale i ze wszystkim, co wymaga zmiany, boli, stanowi problem. On nas kocha nie jako wyidealizowane obrazki – ale takich, jacy jesteśmy naprawdę: prości, niekonsekwentni i słabi, z bagażem różnych doświadczeń.
Żeby Bóg, który do nas przychodzi w wigilijną noc, nie tylko narodził się gdzieś tam, obok, w stajence, w bliżej nieokreślonym miejscu – ale w naszym, Waszym sercu. I żeby świadomość Jego narodzenia, Jego miłości do nas coś w nas zmieniła. Choć trochę.
Dziś wszystkim z nas Bóg narodzi się.