Habemus

No i mamy.

Nie wiemy, kogo, bo nowy papież pewnie w tej chwili przyjmuje homagium kolegium kardynalskiego lub ubiera się w białą sutannę (ciekawe, czy „trafi” w któryś z 3 przygotowanych rozmiarów), można się domyślać. W TVN24 mówili o kard. Angelo Comastrim, bp. Pieronek wspomniał coś o jednym z dwóch faworytów – kard. Angelo Scoli. Ja dzisiaj przypomniałem sobie, w kontekście mojego „typowania” kandydatów 2 wpisy wstecz, o pominiętym nieopatrznie bardzo dobrym kandydacie – kard. Seanie Patricku O’Malleyu OFMCap., metropolicie Bostonu. Szybkość dokonania wyboru sugerować może jedno z dwóch:  jeden z faworytów, albo bardzo szybki kompromis co do innej osoby. 
Niewątpliwie modlitwy całego Kościoła zostały wysłuchane i pewnie ok. godz. 20:00 dowiemy się, kim jest 266 następca św. Piotra. To człowiek, kimkolwiek by był, któremu modlitwy wszystkich ludzi dobrej woli w jego misji niewątpliwie w dzisiejszych realiach świata i Kościoła będą bardzo potrzebne. 

Takie moje gdybanie

Poprzednio chyba w piątek pisałem o tym, jakie cechy powinien mieć przyszły papież.

Tym razem nieco konkretniej – kogo ja bym na Stolicy Piotrowej widział, oczywiście, z uzasadnieniem. Co w żaden sposób nie zmienia faktu, że i tak będę się modlił o to, że Pan nie tyle wskazał (bo ta osoba już jest Bogu znana), co pomógł kardynałom tego właściwego po prostu formalnie wybrać.
Swoje dywagacje podzieliłem na kilka części.
A) Jednak Włoch
Moja skromna teoria – myślę, że zdecydowaną przewagą w tym gremium (28 ze 115) Włochów, wybór kardynała pochodzącego z tego kraju jest nadal dość prawdopodobny. 
  • kard. Angelo Scola – 71 lat, metropolita Mediolanu, poprzednio biskup Grosseto, rektor Uniwersytetu Laterańskiego i patriarcha Wenecji; związany z ruchem Communione e Liberazione; do ostatnich dni sympatię okazywał mu Benedykt XVI, co sugeruje, iż mógł upatrywać go na swojego potencjalnego następcę; poza tym uznawany za człowieka liberalnego, skłonnego i mogącego zreorganizować Kurię Rzymską, a poa tym z doświadczeniem duszpasterskim (jako ksiądz i biskup) z więcej niż jednej diecezji
  • kard. Gianfranco Ravasi – 70 lat, przewodniczący Papieskiej Rady ds. Kultury, komisji ds. Dziedzictwa Kulturowego Kościoła i komisji ds. Archeologii; członek Papieskiej Komisji Biblijnej; wybitny biblista, znany z wielu książek (także w Polsce), w tym monumentalnych opracowań, autor tekstów prasowych i występujący bardzo często w mediach – co z pewnością ułatwiło by mu wypełnianie zadania papieża; zaangażowany w dialog międzyreligijny, szczególnie z judaizmem; nigdy jednakże nie był biskupem diecezjalnym
  • kard. Leonardo Sandri – 69 lat, prefekt Kongregacji ds. Kościołów Wschodnich, 20 lat pracy w dyplomacji watykańskiej na niższych szczeblach, następnie asesor ds. ogólnych w Sekretariacie Stanu, nuncjusz w Wenezueli oraz Meksyku, wreszcie substytut ds. ogólnych Sekretariatu Stanu; człowiek dokładnie znający działanie Kurii i dyplomację papieską, a zarazem obeznany z realiami Kościoła w rozwijających się krajach Ameryki Łacińskiej.
B) Zakonnik
Wyodrębnienie bardziej niż przypadkowe – trafili tu nie dlatego, że są zakonnikami, a że uważam, iż mają duże szanse. Przynależność zakonna to tylko jakby wspólny mianownik.
  • kard. Oscar Rodriguez Maradiaga SDB – 70 lat, metropolita Tegucigalpy w Hondurasie, wcześniej biskup pomocniczy tej diecezji (mianowany w ramach jednej z pierwszych decyzji personalnych bł. Jana Pawła II); mój faworyt w 2005 r.; „człowiek renesansu”: posiada doktoraty z filozofii i teologii, wykształcony muzycznie (fortepian, harmonia, kompozycja); pilot z licencją; biskup zaledwie 8 lat po święceniach kapłańskich; poliglota (6 języków); otwarty na dialog z innymi wspólnotami chrześcijańskimi, niezwykle wykształcony, a przy tym przystępny, z 25-letnim doświadczeniem pracy biskupiej w diecezji; jeden z najbardziej rozpoznawanych hierarchów latynoskich, ceniony bardzo przez papieża z Polski
  • kard. Dominik Jaroslav Duka OP – 69 lat, metropolita Pragi i prymas Czech, wcześniej dominikański prowincjał na Czechy i Morawy, biskup Hradec Kralove i administrator apostolski Litomierzyc, nieformalny duszpasterz czeskiej inteligencji i rzecznik Kościoła w Czechach; człowiek niesamowicie normalny, oczytany i inteligentny, a przy tym ze sporym doświadczeniem duszpasterskim, jednocześnie wywodzący się z bardzo cenionego przeze mnie zgromadzenia; na jego niekorzyść działa fakt, iż mógłby być utożsamiany z „powtórką z rozrywki” z Jana Pawła II, również ze wschodniej Europy
  • kard. Christoph Schonborn OP – 68 lat, arystokrata (tytuł hrabiowski w rodzinie), metropolita Wiednia w Austrii, wcześniej jego biskuo pomocniczy; w dużej mierze przygotowywał Katechizm Kościoła Katolickiego z lat 80. XX wieku, współpracując blisko z kard. Jospehem Ratzingerem, zastąpił w Wiedniu skompromitowanego kard. Hansa Groera OSB; człowiek skromny, liberał, nadal młody, a zarazem zaufany poprzedniego papieża, entuzjasta form nowej ewangelizacji (m.in. neokatechumenatu); negatywnie może być postrzegane jego podejście do ponownych małżeństw rozwodników
  • kard. Marc Ouellet PSS – 68 lat, członek nieznanego w Polsce Stowarzyszenia Prezbiterów św. Sulpicjusza (sulpicjanów), do których wstąpił już po święceniach kapłańskich; prefekt Kongregacji ds. Biskupów oraz Papieskiej Komisji ds. Ameryki Łacińskiej, poprzednio sekretarz Papieskiej Rady Promowania Jedności Chrześcijan, metropolita Quebecu i prymas Kanady; teolog i intelektualista, zarazem pochodzący spoza Europy, wykładowca i rektor seminariów, z doświadczeniem pracy duszpasterskiej (Kolumbia) i realiów Kościoła chyba najbardziej rozwijającej się obecnie części Kościoła – z obszaru Ameryki Łacińskiej; znany obrońca życia i przeciwnik aborcji.
C) Inni


Po prostu nie pasujący do kategorii A i B.
  • kard. Luis Antonio Gokim Tagle – 55 lat, jeden z najmłodszych kardynałów, metropolita Manilii na Filipinach, wcześniej biskup Imus; kreowany kardynałem na ostatnim konsystorzu Benedykta XVI w listopadzie 2012 r.; młody, medialny, umiejący nawiązywać relacje z ludźmi, uśmiechnięty; przy odbieraniu kapelusza kardynalskiego z rąk Benedykta XVI rozpłakał się; posiada konto na Facebooku; wskazuje na konieczność posiadania przez człowieka idei; uważa, że w swej „zdrowej” formie sekularyzacja może pomóc w wypełnianiu misji Kościoła np. przez wzmocnienie wolności religijnej
  • kard. Timothy Michael Dolan – 63 lata, metropolita Nowego Yorku w USA, wcześniej sufragan Saint Louis, metropolita Milwaukee i administrator apostolski Green Bay; pogodny, zapalony fan baseballa; zainteresowany problematyką społeczną ubóstwa i imigrantów, badający kwestie odchodzenia wiernych z Kościoła, media chętnie powtarzają, iż zapytany o możliwość zostania papieżem, wskazał, że osoba prezentująca taki punkt widzenia… musiała palić marihuanę
  • kard. Peter Kodwo Appiach Turkson – 64 lata, metropolita Cape Coast w Ghanie i przewodniczący Papieskiej Rady Iustitia et Pax; pracował duszpastersko i nominację biskupią uzyskał w momencie, kiedy nie posiadał jeszcze doktoratu; zawsze uśmiechnięty, mający dobre realcje z dziennikarzami, poliglota, ale znający także grekę i łacinę; radykalny w zakresie spraw społecznych; już w okresie sede vacante wypomniano mu prezentację podczas synodu biskupów w Rzymie filmu mówiącego o zagrożeniu Europy ekspansją islamską. 
I tyle moich gdybań. Nie przypadkowo – wymieniłem obydwu kardynałów z Zakonu Kaznodziejskiego. 
Co dalej? Duch Święty nam wszystkim pokaże – pewnie na dniach. 

Na miarę naszych czasów

Czas zmierzyć się z tematem, który jest wypadkową, a może i początkiem rozważań wielu (wszystkich?) z nas, pewnie nie tylko katolików. A przede wszystkim – tematem, który stanowi swego rodzaju zadanie, stojące obecnie przed kolegium kardynalskim. 
Nie kim personalnie, bo to jest kwestia następcza, drugorzędna. Jakim człowiekiem powinien być ten, który – jak wierzymy – niebawem zasiądzie na Stolicy Piotrowej? Jakimi przymiotami powinien się odznaczać? 
Poniżej moja prywatna, zupełnie subiektywna lista.
  1. Powinien być ewangeliczny – w tym sensie, że w swojej posłudze powinien nawiązywać do początków tego, kim był Piotr i jego następcy dla Kościoła jak ojciec i ten, który prowadzi, a nie buduje okowy, zasieki i zamyka się w zakrystii jak twierdzy (co pięknie rozpoczął bł. Jan XXIII i jego soborowe aggiornamento, a następni starali się kontynuować).
  2. Musi być człowiekiem młodym i silnym fizycznie – bo pewnie trudno oczekiwać od osoby np. 75-letniej wyjątkowej sprawności i hartu ciała, który fakt bycia głową Kościoła po prostu narzuca – tu nie chodzi o to, czy papież pojedzie rocznie w 2 czy 10 podróży apostolskich, ale o to, że tak czy siak jego tryb życia wymaga bardzo dużych sił fizycznych – bycie globalnym katechetą, ojcem Kościoła który chce być dla tego Kościoła i z nim w najróżniejszych Jego zakątkach po prostu w mojej ocenie dyskredytuje dzisiaj do tej roli osobę o wątłym stanie zdrowia lub po prostu schorowaną (co w sposób piękny w swej dramaturgii ukazał króciutki pontyfikat Jana Pawła I). Młody – w gronie kardynalskim za taką osobę pewnie należało by uznać wiek 60-kilku lat.
  3. Papież musi umieć trafić do ludzi. Skoro ma utwierdzać w wierze, powinien te prawdy w mało może katechizmowy sposób – bardziej dla ludzi zrozumiały (chodzi o formę, nie o zmianę jakiegokolwiek nauczania). W pewien sposób medialność i umiejętność zachowania przed kamerą czy mikrofonem mogą być tutaj pomocne, choć nie traktował bym ich jako wymóg – skromny i nieśmiały naukowiec Joseph Ratzinger nauczył się występować przed tłumami, choć przecież do końca posiłki spożywał tylko ze swoim sekretarzem. Jednocześnie to wszystko, co mówi, musi wypływać z jego własnego doświadczenia wiary – tylko taka postawa pozwoli mu być odbieranym jako autentyczny. Zdecydowanie ułatwi mu to znajomość języków. 
  4. Nowy papież musi być człowiekiem zawierzenia, potrafiącym wsłuchać się w delikatny głos Boga w każdej sytuacji, w jakiej się znajdzie – a niewątpliwie bardzo często będzie musiał podejmować decyzje o znaczeniu strategicznym dla Kościoła, i tylko w Bożej łasce można upatrywać. W tej właśnie postawie musi bić od niego jednoznaczność, zdecydowanie i przekonanie do tego, o czym w danej chwili mówi i naucza – trudno przecież oczekiwać wysłuchania i uwierzenia w słowa kogoś, kto brzmi, jakby sam w to, co mówi nie wierzył. A jednocześnie – musi potrafić swoim nauczaniem trafić tak do tych, którzy nie tylko słuchają go z ufnością, ale także wrogów Kościoła i chrześcijaństwa, czy też wszystkich pomiędzy tymi dwiema grupami: letnich, niewierzących, zdystansowanych, nie zainteresowanych. 
  5. To wręcz nie może być kurialista albo naukowiec, człowiek bez doświadczenia duszpasterskiego. Skutki dość opłakane postawienia takiej osoby na czele dużej diecezji widać choćby w wypadku kard. Stanisława Dziwisza – świetnego sekretarza i powiernika Jana Pawła II, ale miernego biskupa diecezjalnego. Musi mieć własne doświadczenie duszpasterstwa i pomysł na nie – jak pracować z młodzieżą, jak mówić do młodych rodziców, w jaki sposób zwracać się do seniorów. 
  6. Powinien mieć swego rodzau wizję Kościoła i tego, co w ramach swojego pontyfikatu chciałby uczynić. Nie powinien ograniczać się jedynie do doraźnego reagowania i rozwiązywania bieżących problemów, które są jedną stroną medalu, drugą zaś możliwość rozwoju, wzrostu, wychodzenia do człowieka, a nie tylko pozycji defensywnej. Wydaje się, że można mówić o 3 polach działania: aktywizacja śpiącej i coraz bardziej nijakiej Europy, nowe formy w dynamicznym Kościele Trzeciego Świata oraz relacja z islamem. To w pewnym sensie, biorąc pod uwagę kierunek rozwoju Kościoła, może sugerować szukanie kandydatów w gronie purpuratów mających doświadczenie w duszpasterstwie w Trzecim Świecie, wywodzących się stamtąd. 
  7. Musi mieć zmysł w zakresie podejmowania decyzji personalnych, albo umieć dobrać odpowiednich ludzi, którzy tą kwestią się zajmą. Z całym szacunkiem dla Benedykta XVI, proces wyłaniania kandydatów na stolice biskupie chyba jednak nie działał, skoro doszło do masakry w postaci nominacji do Warszawy bp. Stanisława Wielgusa, któremu wyciągnięto brudy współpracy ze służbami komunistycznymi, co powinno zostać przewidziane przez tych, którzy zdecydowali się na taką kandydaturę w ramach nuncjatury. Jan Paweł II miał więcej wyczucia, stykał się z ludźmi, pewne sprawy wiedział z pierwszej ręki poza oficjalnymi kanałami – to chyba dobra droga, np. dopytywanie choćby w ramach wizyt biskupów ad limina apostolorum, nie z Watykanu, kurialistów czy oficjeli z nuncjatur, a właśnie „pracowników terenowych”. To ci, mianowani przez niego, biskupi będą tworzyli obraz Kościoła w diecezjach, docelowo przez wiele lat. Oczywiście, nie każdy ksiądz jest Karolem Wojtyłą i trzeba w tym wszystkim brać pod uwagę kadry Kościoła – nie zawsze tytani, a czasami grzesznicy więksi od świeckich. To pole nie tyle może do przemyślenia, choć także, co do zawierzenia (o którym pisałem w punkcie 4) i przemadlania tych nominacji z Bogiem. W kontekście nominacji warto zwrócić uwagę na to, kogo kreował kardynałem Benedykt XVI – szczególnie w 2012 r., m.in. na zdecydowanie nadprogramowym październikowym konsystorzu. 
  8. Następca Benedykta XVI powinien – choć, oczywiście, nikt go nie zmusi – podjąć dzieło reformy Kurii Rzymskiej. Kto sprawy obserwuje, widział w tym zakresie delikatne ruchy Benedykta XVI, znającego przecież Kurię od środka przez 30 lat. Pewnie zabrakło sił do kroków bardziej radykalnych. Wystarczy posłuchać jednak to, o czym media donoszą w kontekście tematów rozmów na kongregacjach generalnych przed konklawe – okazuje się, że nawet niektórzy kardynałowie nie rozumieją tych struktur oraz celu ich istnienia. A jasno trzeba powiedzieć – celem samym w sobie Kuria nigdy nie była i być nie może. W dużej mierze potrzebne może się okazać jej wietrzenie i reorganizacja, refleksja nad tym, co jest potrzebne, a co zbędne; na co położyć akcent, a gdzie odpuścić. Zadanie to może być tym bardziej trudne, jeśli kandydat zostanie wybrany dzięki poparciu kardynałów kurialnych. 
Nie ma się co łudzić. Bardzo lubię wypowiedź papieża-seniora Benedykta XVI (trzeba się przyzwyczaić do tego pojęcia) odnośnie tego, jak działa konklawe: nie wybiera się Bożego herosa, atlety duchowego i supermena w sutannie, a raczej nie dopuszcza się do wyboru tego, kto by mógł Kościół rozwalić i Mu zaszkodzić. Tym bardziej, że – patrząc na to z perspektywy wiary – Bóg już dobrze wie, kto będzie kolejnym papieżem, a rola kardynałów sprowadza się do zasłuchania się w Niego i dokonanie formalnie powyższego wyboru. 
Niewątpliwie, i ja mam swoich faworytów. Ale o tym, kto i dlaczego, następnym razem.

Adoptowałem

Pewnie nie wszyscy wiedzą o tej możliwości, natomiast jest to piękny dowód na naprawdę Boże wykorzystanie możliwości, jakie daje współczesna technika, dla wsparcia przedsięwzięcia, które niewątpliwie w najbliższych dniach zdominuje i przyciągnie uwagę zapewne większości, o ile nie całego świata. 
Możesz bowiem adoptować kardynała. Wystarczy kliknąć, podać dane osobowe oraz maila, po czym system losuje kardynała, którego w owej adopcji dana osoba ma wspierać modlitwą w okresie poprzedzającym oraz w trakcie konklawe. O co się modlić? O to, aby został papieżem? Niekoniecznie – bardziej o spokój Ducha i właściwe rozeznanie (tak, właśnie w trakcie trwających teraz kongregacji generalnych – bardzo dobry pomysł bł. Jana Pawła II na rozeznawanie przez kardynałów potrzeb Kościoła i poznawanie się nawzajem; minął już czas, kiedy [konklawe 1963 i 1978 r.] kardynałowie mogli się w większości znać z obrad Soboru Watykańskiego II), aby dany purpurat właściwie odczytał głos Pana, wskazując na kolejnego następcę Piotra. 
Ja wylosowałem kard. Telesfora Placyda Toppo, metropolitę Ranchi i przewodniczącego Konferencji Episkopatu Indii. Rocznik 1939. Mianowany biskupem Dumka w czerwcu 1978 r., jedna pewnie z ostatnich nominacji papieża Pawła VI, konsekrowany jednakże… już po wyborze ale i śmierci Jana Pawła I, 07 października tego roku. Młody, nieco ponad 38 lat wóczas. Od 1984 r. koadiutor Ranchi, przejął rządy diecezją w 1985 (mój rok urodzenia). Kreowany kardynałem w 2004 r., kardynał prezbiter tytułu Sacro Cuore di Gesù agonizzante a Vitinia. Na zdjęciu – sympatyczny Murzyn.
To jest właśnie wielkość Boga – gdy wszyscy mówią o słabości Kościoła, której koronnym dowodem ma być fakt rezygnacji papieża, ta inicjatywa pokazuje najlepiej, jak wielką siłą duchową, modlitewną Kościół dysponuje. Ile osób podjęło się adopcji kardynała? Według licznika przeszło 320.000 – zatem po blisko 2.800 modlących się za każdego z 115 elektorów! Ilu ogarnia ich wszystkich 115 elektorów modlitwą bez tego? Nie sposób zliczyć. Obrzucane błotem i nazywane przez niektórych narzędziem Szatana medium internetu wykorzystane w bardzo zbożnym i pięknym celu. 
Tak, Kościół jako wspólnota ludzi jest słaby słabością każdego z nas – jednocześnie jednak jako wspólnota wiary, nadziei i miłości umacnia się, właśnie ponad, pomimo skandali finansowych, seksualnych, mniej lub bardziej słusznego zgorszenia i uchybień. Widząc je, ale starając się nie upadać na duchu i trwać, obejmując modlitwą serce Kościoła, którym niewątpliwie kolegium kardynalskie jest, a przed któym stoi tak ważne dzisiaj zadanie wyboru następcy Benedykta XVI.