Przebudzenie Jareckiego

Tygodnik Powszechny po raz kolejny się spisał – publikując coś, czego próżno (a szkoda) szukać na łamach choćby i Gościa Niedzielnego. Bp Piotr Jarecki zasłynął w sensie negatywnym ok. 2 lat temu, kiedy pod wpływem alkoholu w biały dzień wjechał samochodem w latarnię. Teraz, na progu powrotu do czynnej posługi, rozmowę na temat tego trudnego czasu przeprowadził z biskupem x Adam Boniecki MIC
Zawieszony w obowiązkach sufragana warszawskiego, trafił na leczenie, a następnie na własne życzenie spędził czas w klasztorze trapistów. Nie jako ekscelencja, ale jako członek wspólnoty – robił, to co oni, żył jak oni, pracował bez żadnej taryfy ulgowej. 
Padają w tym wywiadzie mocne słowa – że był zbyt apodyktyczny, że na wszystko patrzył przez pryzmat doktryny (co z biegiem czasu było uderzające w kontekście zupełnie innych realiów pracy w parafii), Przyznał, że w tak dramatyczny sposób Bóg zmusił go do rewizji dotychczasowego życia, w tym do zmierzenia się z problemem alkoholu (sporo mówi też o tym, co picie robi z człowiekiem, jak izoluje, powoduje problemy), na zasadzie jakby terapii wstrząsowej. Zachwycał się wiedzą, teorią – nie widząc, że sam rozmija się z jej stosowaniem w praktyce (na końcu rozmowy powie wręcz, że wiedza jest zimna i niebezpieczna). Nie godził się na słabość ludzką. Bardzo mocno zaakcentował, że dramat wielu ludzi to rozbieżność w sprawach najważniejszych pomiędzy przekonaniami (teorią, słowami) a działaniem jako sposobem życia. 
Szczególnie przejmująco, przynajmniej dla mnie, zabrzmiały słowa odnośnie problemów życia biskupów, traktowanych jako ideały, którzy nie robią nic, aby wiernych od tego (błędnego) przekonania odwieźć. Funkcjonuje nawet pojęcie „zbiskupieć” jako określenie zjawiska, kiedy, hmm, sakra biskupia negatywnie wpływa na zdolność postrzegania przez biskupa i zaślepia (delikatnie mówiąc). Funkcjonuje cały barokowy rytuał wizyt biskupich, celebry, proszenie, ochy i achy, dziękowanie „za to, że Jego Ekscelencja zechciał łaskawie zaszczycić…” jakby nie to właśnie było celem posługi biskupa. Z konkluzją – wiedzą o tym i bardziej świadomi świeccy, i sami biskupi, i większość z obydwu stron i tak akceptuje to, co jest, podśmiewając się tylko. Biskup, jak to powiedział x Jarecki, musi znać realia życia, zdawać sobie sprawę z wartości pieniądza nie tylko w zakresie rzędu wielkości kosztów budowy czy remontu kościoła, ale średniej pensji ludzi – polecając, że powinien choćby zakupy zrobić czasami sam, nie był wyalienowany. Znaleźć formę tego, aby być jakoś blisko ludzi. Wykonywać normalne czynności – ugotować, posprzątać, ogarnąć się. I żeby w tym wszystkim potrafił z nową siłą głosić Ewangelię, nie jako abstrakcyjną prawie prehistoryczną opowiastkę, ale coś, co do ludzi trafi i zainteresuje, przyciągnie uwagę. Co ciekawe, postanowił również zaniechać odprawiania Mszy w prywatnej kaplicy, a znaleźć wspólnotę i jej posługiwać, a także w jakiejś innej formie służyć ludziom. 
W Wielki Czwartek kard. Kazimierz Nycz ogłosił decyzję Stolicy Apostolskiej: bp Piotr Jarecki podejmie na nowo obowiązki biskupa pomocniczego archidiecezji warszawskiej w zakresie posługi duszpasterskiej. 
To bardzo dobrze. Myślę, że to na swój sposób nowy człowiek – i ludzi może nie z dokładnie takimi doświadczeniami, ale z takim podejściem Kościół bardzo dzisiaj potrzebuje. A właściwie, doświadczenie grzechu wręcz może pomóc w lepszym zrozumieniu ludzi, którzy do takich pasterzy przyjdą. 

Jestem pod wrażeniem

Wczoraj? Tak, wczoraj pisałem o prawdzie, która wyzwala w kontekście osoby bł. x Jerzego Popiełuszki. 
Dzisiaj mamy – budujące, choć w dość przykrych okolicznościach – świadectwo o tym, jak wobec tej prawdy, także najtrudniejszej, należy stawać. Od razu, bez ociągania, po prostu. 
Chodzi o sytuację, jaka miała miejsce 2 dni temu, a której „bohaterem” stał się sufragan warszawski bp Piotr Jarecki – który w sobotę w środku dnia (!) został zatrzymany w związku z wypadkiem, który spowodował, wjeżdżając w latarnię na jednej z ulic Warszawy. W wyniku dwukrotnego badania alkomatem udowodniono mu 2,5 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Czeka go teraz postępowanie karne, grozi mu grzywna lub (wątpliwe) ograniczenie albo pozbawienie wolności (o ile pamiętam, art. 177 kodeksu karnego). 
Ja o wszystkim wyczytałem rano z zajawki. Pierwsza myśl – o, kolejna afera, się zacznie. A z drugiej strony – będzie nieudolne zgarnianie, zamiatanie pod dywan. Potem – miłe zaskoczenie, w połowie dnia oficjalne oświadczenie sprawcy na stronie jego diecezji. Słowa pokory, prośba o wybaczenie za zgorszenie i zawiedzione zaufanie. Oddał się do dyspozycji papieża – gest wymowny, mam nadzieję jednak, że papież nic w związku z tym nie zadecyduje, bo szkoda było by człowieka, który – popełniwszy błąd – potrafi stanąć w prawdzie i przyznać się, nazywać rzeczy po imieniu. 
Bo takich Kościołowi potrzeba. Bo o ile mniej by było słów – słusznego – zawiedzenia, goryczy i zarzutów, gdyby podobnie zachował się np. abp Juliusz Paetz czy abp Stanisław Wielgus, których sprawy (również słusznie) bulwersowały swego czasu, a tak naprawdę bulwersują do dzisiaj wobec niezrozumiałej reakcji wielu duchownych i dosłownie z uporem maniaka żałosne próby udawania, że czarne jest białe. Właśnie dzięki temu, jak zachował się bp. Jarecki, afery nie będzie – bo nie będzie ku niej powodu. Nikt w tej sprawie nie ukrywa, że było inaczej, że kierował ktoś tam, że to on był pijany (albo w ogóle nikt), itp. Jak to skomentował Tomasz Królak z KAI: To nie jest miłe, ale trudno, by miało zatrząść Episkopatem czy Kościołem. Zdarzyło się coś, co się nie powinno zdarzyć, ale mam nadzieję, że kościół i biskup wyjdzie z tego zwycięsko
I tu nie chodzi o udawanie, że się nic nie stało, poklepywanie po ramieniu – bo „swój”. Chociaż, nie da się ukryć. Biskup wykazał się w sytuacji, w której – obawiam się – wielu jego kolegów nie miało by podobnej odwagi. Właśnie dlatego należy mu się szacunek i modlitwa o siły, także dla (może potrzebnego) leczenia.