Jezus mówił do tłumów: Gdy ujrzycie chmurę podnoszącą się na zachodzie, zaraz mówicie: Deszcze idzie. I tak bywa. A gdy wiatr wieje z południa, powiadacie: Będzie upał. I bywa. Obłudnicy, umiecie rozpoznawać wygląd ziemi i nieba, a jakże obecnego czasu nie rozpoznajecie? I dlaczego sami z siebie nie rozróżniacie tego, co jest słuszne? Gdy idziesz do urzędu ze swym przeciwnikiem, staraj się w drodze dojść z nim do zgody, by cię nie pociągnął do sędziego; a sędzia przekazałby cię dozorcy, dozorca zaś wtrąciłby cię do więzienia. Powiadam ci, nie wyjdziesz stamtąd, póki nie oddasz ostatniego pieniążka. (Łk 12,54-59)
Z ręką na sercu – pierwszy raz widzę na oczy ten fragment Pisma Świętego. Zupełnie serio. Ale jak już Jezus zaczyna tytułować innych obłudnikami – wiadomo, że coś jest na rzeczy 🙂
Raczej każdy – ok, prawie każdy – wie, że rozmowa o pogodzie to temat generalnie typowo savoir-vivre’owy, bezpieczny, grzecznościowy. Coś, o czym każdy powinien umieć porozmawiać z każdym, bez względu na okoliczności – a przede wszystkim przed obcym, czyli tym, przed którym mamy nie raz i nie dwa razy pokusę odegrania postaci… cóż, nieco lepszej niż faktycznie jesteśmy. Skoro ten mnie nie zna – to czym ryzykuję? Nie zauważy. Ale to przecież będzie nieuczciwe.
Jezus nawiązuje dzisiaj właśnie do takich pogawędek – ale nie po to, żeby piętnować jakieś podkolorowywanie w nich, robienie z siebie supermana w oczach drugiego, ale żeby pokazać coś innego: mianowicie to, że w takich sprawach oczywistych jak pogoda każdy z nas bez problemu widzi, co się dzieje. Wiem, że – o, rano mgła i ziąb, to trzeba parasol wziąć ze sobą, bo na bank będzie lało. Czyli banał. A jak to działa ze sprawami najważniejszymi, kluczowymi, podstawowymi?
Obłudnicy! Ha, i tym razem nie faryzuesze wcale 🙂 ani uczeni w Piśmie – bo to ich tak Pan najczęściej tytułował. Początek tego rozdziału Ewangelii Łukasza nie pozostawia wątpliwości: „wielotysięczne tłumy zebrały się koło Niego, tak że jedni cisnęli się na drugich” (Łk 12, 1). Dostało się wszystkim w tym tłumie. Niesprawiedliwe uogólnienie? Raczej znajomość ludzkiej natury. O której mówi, ostrzegając, w tym właśnie rozdziale – o tym, co chciał budować coraz większe spichlerze, porównania do zwierząt które nie zagrzewają miejsca na świecie, o skarbie który ma być tam gdzie serce (a nie w trzosie), o sługach gotowych na powrót pana, o sługach wiernych i mniej wiernych, czy o konfliktach, które nastaną w rodzinach.
Czyli Jezus… ochrzania tych, którzy przyszli za Nim, aby Go słuchać. Dość dziwne? O co Mu chodzi? Pewnie o nieszczerość, fałsz, obłudę. Niby tacy logiczni i racjonalni, a jednak nie wychodzi nam to wszystko, co jest naprawdę istotne. Pozoranctwo, granie macho, odgrywanie roli. Tego jest pełno w naszych relacjach z Panem – ale także, jak widać, w stosunkach z drugimi. To takie nasze dość polskie, niestety – wiem, że nie mam racji (albo pół świata mi to sugeruje), ale i tak się nie ugnę. No i Pan mówi, co się dzieje: zamkną cię ośle, i zedrą wszystko. Bo nie chcę przyjąć prawdy o sobie.
W tym kontekście Jezus pyta – no właśnie, o co? O mądre oczy serca? Patrzysz, a nie widzisz – nie umiesz „rozróżniać tego, co słuszne”. To pytanie literalnie skierował do Ludu Wybranego – tych, którzy od setek lat czekali na Niego, a jednocześnie nie chcieli albo nie umieli Go rozpoznać, zobaczyć Mesjasza, który był tak blisko, że bliżej się nie dało.
A nawet, jeśli już przyjąłeś do wiadomości – to Pan – to jak bardzo często jest tak, że właściwie nic to nie zmienia w twoim życiu. Przechodzisz nad tym do porządku dziennego. Ale jakoś tak mocno boję się, aby On nie za bardzo wszedł w to moje życie, żeby za dużo nie poprzestawiał, nie zmieniał, nie naciskał na sumienie, nie zmuszał do radykalnych zmian.
Dlaczego? Bo wygodniej jest tak po prostu stać i gapić się w niebo: deszcz idzie, upał będzie. Tak bezpiecznie, o niczym. Bo prościej jest – a, niech tam – nawet się zachwycić tym czy tamtym słowem z Pisma Świętego, a potem z czystym sumieniem wrócić do takiego codziennego robienia swoje. Ale tak się nie da. Albo chcę Jego i Jego działanie widzieć wszędzie, przede wszystkim w tych kwestiach ważnych, bo to On mnie przenika całego i daje mi siłę. Albo to wszystko jest po prostu psu na budę – szkoda mojego udawania, Jego i tak nie nabiorę.