Powołanym się jest

Gdy Jezus przechodził obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał dwóch braci, Szymona, zwanego Piotrem, i brata jego Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. I rzekł do nich: „Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi”. Oni natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim. A gdy poszedł stamtąd dalej, ujrzał innych dwóch braci, Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego Jana, jak z ojcem swym Zebedeuszem naprawiali w łodzi swe sieci. Ich też powołał. A oni natychmiast zostawili łódź i ojca i poszli za Nim. (Mt 4,18-22)

Powołanie to pojęcie każdemu, kto bywa – rzadziej lub częściej – w kościele raczej dobrze znane. Dość często, mylnie, utożsamiane wyłącznie z osobami duchownymi – na zasadzie: powołanie to mają księża, biskupi, zakonnicy i zakonnice. A świeccy, jak by nie patrzeć, zdecydowana większość wspólnoty Kościoła? No właśnie. Tymczasem, jak to powiedziała s. Anna Maria Pudełko AP, powołanym się jest”, a nie „powołanie się ma”. I, co najważniejsze, powołany przez Boga jest każdy jeden człowiek, także Ty i ja, nawet jeśli osobami duchownymi nie jesteśmy i nie planujemy być.

Powołanie nie musi oznaczać jednej jedynej drogi, którą albo znajdę i wtedy Bóg mi będzie błogosławił, albo nie, i wtedy będzie dramat. Błogosławieństwo Boga towarzyszy mi zawsze, chyba że je świadomie odrzucam, gdy jest to mój własny wybór. Rozeznawanie powołania – tego konkretnego, mojego własnego – to proces, dojrzewanie, pewna droga (niektórzy powiedzą, że nigdy się nie kończy, dopóki trwa życie). Otwarcie serca na Boga, na to, co On do mnie mówi konkretnie jest jego istotnym elementem, ale nie jedynym. Obok tego musi być refleksja, czego pragnę w życiu, ja sam, ale także zastanowienie nad tym, jakie widzę i odkrywam umiejętności, możliwości, czyli te dane od Boga talenty. Pomocna może tu być metoda 4P, czyli pomyśl, pomódl się, poradź, podejmij decyzję (znowu s. Anna Maria Pudełko AP, cytująca bł. Jakuba Alberione, założyciela rodziny zakonnej paulistów). Dopiero bowiem współdziałanie z Bogiem – właśnie moja praca, ale też otwarcie na jego łaskę oraz wsłuchanie w Jego głos – prowadzi do dokonania dobrego wyboru, czyli takiego, który właśnie mnie uczyni szczęśliwym.

Nie bój się zmiany w swoim życiu. Może będzie ona bardzo radykalna – jak w przypadku tych prostych rybaków z Galilei, którzy „zostawili wszystko i poszli” za Jezusem – może nie. Nie obawiaj się pozwolić Jezusowi wejść w życie – nie w rozumieniu „wejścia z butami”, ale wejścia i pokazania drogi, zaproponowania czegoś. Gdy wpuścisz Go do swojego życia, On na pewno je przemieni; niekoniecznie z dnia na dzień, nagle, niespodziewanie, ale zobaczysz stopniowo, co się będzie działo. Nikt nie wie, w jakim kierunku to zmierza – to jest Jego tajemnica, którą On objawia temu, kto przyjmuje i odkrywa powołanie jako dar.

Ważne jest jedno. Bóg nie przychodzi, jak ta przysłowiowa „złota rybka”, aby spełnić moje zachcianki, czyli zrobić ze mnie lepszą wersję tego, kim sam chciałbym być we własnych oczach. To w ogóle nie o to chodzi. Dlatego ta ważne jest zaufanie Bogu, że On prowadzi powołanego właściwą drogą, i właśnie samo zaufanie jako początek tej drogi. Potem zaś, kiedy już wejdziemy na drogę odkrywania powołania, istotne jest pozwolenie, aby to On sam działał we mnie, w sposób nieskrępowany. Tym, dokąd zmierzam, ludźmi spotykanymi przeze mnie, konkretnymi zdarzeniami i sytuacjami; także tymi trudnymi, doświadczeniami, krzyżami, cierpieniem. Wielkim wachlarzem Bożych znaków i gestów, które ja mam odczytać i zrozumieć. Po to, aby – idąc za Nim – z Nim odnaleźć swoje szczęście.

środa 01 tygodnia Adwentu (A)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *