Nie mam wątpliwości, że w poprzednim temu poświęconym wpisie nie wyczerpałem tematu uchodźców – zresztą trudno by było, a tym bardziej nie mam takich ambicji. Tym niemniej, dzisiaj kolejna porcja cytatów osób mądrzejszych ode mnie i argumentów na poparcie po prostu chrześcijańskiej bezkompromisowości w tym temacie.
Przede wszystkim – choć o nim myślałem, pisząc poprzedni tekst – nie dotarłem do Przesłania Kościołów w Polsce w sprawie uchodźców z 30 czerwca 2016 r. Jest w nim mowa o sytuacji dotyczącej uchodźców jako wyzwanie zarówno dla Europy jako całości, jak i Polski jako kraju. Pojawia się tam bardzo ważny akapit – wpisujący się w to, o czym wspomniałem poprzednio, mianowicie to, że poza kwestiami i pobudkami wynikającymi z wiary, z historycznego punktu widzenia jesteśmy winni niejako wzajemną pomoc w zamian za to, kiedy Polacy byli przyjmowani, będąc uchodźcami:
Nasz kraj wiele razy stawał się schronieniem dla tych, którzy musieli uciekać przed prześladowaniami. W czasach Jagiellonów nasze ziemie zasłynęły z gościnności. Po upadku niepodległości także Polacy mogli jej doświadczyć w innych krajach. W latach 80. ubiegłego stulecia pomocy udzieliły nam kraje Europy Zachodniej. Dekadę później polskiej gościnności mogli doświadczyć Białorusini, Ukraińcy i Czeczeni. Jej podtrzymywanie i wychowywanie do niej powinno być wyrazem chrześcijańskiej wrażliwości i narodowej tradycji.
Co istotne, biskupi i duchowni chrześcijańscy nie poprzestali na wezwaniu do modlitwy – ale zaapelowali o wspólną, zorganizowaną i logistycznie przemyślaną akcję, mającą na celu możliwie szerokie dotarcie z pomocą potrzebującym – ze wskazaniem wprost na działania w zakresie polityki, ekonomii, z wykorzystaniem struktur wolontariatu, ale także możliwości, jakie dają placówki duszpasterskie (parafie, diecezje). Na pewno dużą rolę do odegrania ma polska Caritas we współpracy z władzami i organizacjami państwowymi – tu chodzi przede wszystkim o tzw. korytarze humanitarne dla uchodźców w najtrudniejszej sytuacji (działają już takie we Włoszech pod patronatem Wspólnoty Sant’Egidio, Kościoła Waldensów i Włoskiej Federacji Kościołów Ewangelickich we współpracy z rządem włoskim).
Niestety, wspólny głos przedstawicieli duchowieństwa chrześcijańskiego z właściwie wszystkich wspólnot nie idzie w parze z umocnieniem się prezentowanych tym głosem poglądów pomiędzy wiernymi, między nami. Ja mam wrażenie – choć może to subiektywne – że im dalej, tym więcej jest głosów „na nie”, kwestionujących potrzebę czy możliwość przyjęcia uchodźców, oraz formy tej pomocy.
Może dlatego tak zdecydowanie przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski abp Gądecki mówił 10 lipca 2016 r. na Mszy Świętej z okazji 25. pielgrzymki Rodziny Radia Maryja – a więc środowiska tak naprawdę otwarcie kontestującego możliwość czy obowiązek przyjścia z pomocą uchodźcom. Mówił mianowicie o konieczności uczenia odbiorców praktyki miłosierdzia wobec uchodźców wszystkich wyznawców, bez poprzestawania tylko na teorii i doktrynie.
Tak naprawdę wspólnota chrześcijańska nie ma wyjścia – chcąc pozostać wierną temu, o czym nauczał Jezus, musi stanąć po stronie uchodźców jako tych w najtrudniejszej sytuacji, pozbawionych dachu nad głową, dobytku, z dala od domu, gonionych konfliktami, przemocą i zabójstwami. Nie można inaczej. Mienienie się chrześcijaninem przy bierności w tej sytuacji i wobec tego dramatu jest… Nie chcę użyć zbyt mocnych słów. Ale ewidentnie swego rodzaju rozdwojeniem: mówię jedno (w naszych realiach łatwo wyznać wiarę słowami, to nie kosztuje), robię co innego (jak trzeba się zaangażować, dać coś z siebie, pomóc konkretnie to odpuszczam.
Dlatego niech mocno wybrzmiewają słowa abp. Stanisława Gądeckiego z 30 czerwca 2016 r.
Nawet gdyby 60 czy 80% społeczeństwa było przeciwne uchodźcom, Kościół nie może powiedzieć jak politycy: »Ludzie tego nie chcą, więc tego nie zrobimy«.
(tym bardziej, że nawet nazywający się katolickimi i prawicowy politycy w kwestii uchodźców, delikatnie mówiąc, nie palą się do żadnych konkretnych, wiążących deklaracji, z których można by ich następnie rozliczyć i ocenić, ile są warte ich deklaracje o wierze – każdy wyborca ma do tego prawo, tym bardziej wierzący).
Pomyliłem się także, pisząc poprzednio – ale jest to pomyłka w dobrą stronę – bo nie doceniłem tego, ilu faktycznie biskupów wypowiada się zdecydowanie o chrześcijańskim obowiązku wsparcia konkretnie uchodźców. Nie tylko abp. Gądecki, ale także kard. Nycz, abpi Kupny i Polak, biskupi Ryś, Guzdek i Zadarko (przewodniczący Rady KEP ds. Migracji). A więc, po pierwsze, jest to jeden z niewielu tematów, który łączy przedstawicieli wspólnot chrześcijańskich i pozwala zabrać wspólny głos – dobrze. Po wtóre zaś, ten głos jest coraz bardziej doniosły, stanowczy, uderzający po prostu w sumienia ludzi, którzy – siedząc wygodnie w ciepłych kapciach z kawą przed telewizorem niewiele sobie robią z dramatu uchodźców, którzy oddają wszystko, aby uciec ze swojej ojczyzny, a czasami tracą także życie (sami, swoich małżonków oraz dzieci – niekiedy maleńkich) w wodach całej Europy, w nieludzkich warunkach próbując dotrzeć tam, gdzie nikt nie będzie ich prześladował, gdzie zaczną od zera, ale bezpieczni. Coraz częściej pojawiają się apele tak o solidarność i konkretną pomoc, jak i inicjatywy dotyczące modlitwy za tych, którzy w swojej podróży do lepszego świata zginęli.
Dla rzetelności należy odnotować także wypowiedź – dość dziwną – bpa Libery z Płocka, który skonstruował dość dziwaczne porównanie sytuacji uchodźców u bram Polski do średniowiecznego… wpuszczenia do Polski Krzyżaków :/ i pointą dotyczącą tego, że wszystkiemu jest winne „multi-kulti” (dziwaczne określenie, któremu – niestety – wróżę karierę podobną do słynnego gender).
Warto także zwrócić uwagę, że cytowany już abp. Gądecki wyraźnie mówił także o obowiązkach uchodźców wobec tych, którzy przyjmują ich pod swój dach:
Uchodźcy winni przyjąć na siebie obowiązki względem tych, którzy ich goszczą. Winni też uszanować dziedzictwo materialne i duchowe kraju przyjmującego oraz być posłuszni jego prawom i wnosić swój wkład w jego wydatki. Jest więc papież za polityką integracji, a nie za multikulturowością postulowaną przez środowiska lewicowe. (…) Pani Jasnogórska spraw, aby uchodźcy i migranci, pozbawieni domu, rodziny i wszystkiego co im znajome, doświadczyli Twej kochającej obecności. Prowadź ich do nowego domu i nowej nadziei. Otwórz nasze serca, abyśmy przyjęli ich jak nasze siostry i naszych braci, w twarzach których dostrzegamy twarz twojego Syna, Jezusa.
Te mądre słowa wyraźnie dają nadzieję i pokazują, że można odróżnić mądre i chrześcijańskie podejście do uchodźców od teoretycznych i oderwanych od rzeczywistości dywagacji o tym, kto, komu i jak jest winien, co w żaden sposób nie przybliża do rozwiązania kwestii związanej z uchodźcami.
Żeby ktoś nie zarzucił, że powołuję się „tylko” na księży, biskupów, czy też (tfu!) własne poglądy – pamiętacie? Jezus z Nazaretu, Zbawiciel, w jednym z mocnych momentów swojego nauczania zwrócił uwagę tym, którzy zaniechali przyjścia z pomocą potrzebującym: „byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie” (Mt 25,35).
I na zakończenie – przynajmniej tej części rozważań, bo do sprawy pewnie jeszcze wrócę – mocne słowa mocnej kobiety. s. Małgorzaty Chmielewskiej ze Wspólnoty Chleb Życia, wypowiedziane na Przystanku Woodstock bodajże wczoraj. Krótko i na temat. Nie ma racji?
Nie jestem dumna z postawy Polaków, z postawy dużej części katolików w tej kwestii. Przecież Chrystus był uchodźcą. Matka Boska musiała z nim uciekać do Egiptu zaraz po tym, jak go urodziła.