Jezus powiedział do swoich uczniów: Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Wytrwajcie w miłości mojej! Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości. To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna. To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję. Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego. Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał – aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje. To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali. (J 15,9-17)
I znowu – dzisiejsze i jutrzejsze – dospołu tworzące naszą ewangelię ślubną 🙂
Miłość to podstawa. Bez miłości nic nie jest trwałe, nie ma punktu odniesienia. Nie chodzi o miłość małżeńską nawet tylko – nie każdy przecież powołany jest do realizacji w związku i rodzinie – ale miłość do drugiego człowieka, tę właśnie, jakiej wzór i przykazanie, ustanawiając je największym, pozostawił Jezus. Co w tych słowach przypomina.
Nie miłość dla miłości. Miłość dla radości. Radości, która musi być, i która musi być prawdziwa, pełna. Tzn. być nie musi – ale czym jest człowiek smutny? Człowiek prawdziwie wierzący jest szczęśliwy, bo dla człowieka, który jest pewny zbawienia, nie ma miejsca na smutek. Czas dany przez Boga jest cenny, każda chwila – wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju, każdy moment – unikatową okazją do czynienia dobra – czyli? Do miłowania właśnie. Do dawania przykładów miłości.
Ta miłość nie ma być byle jaka, nie może nawet być. To musi być miłość zakorzeniona w Bogu i zeń czerpiąca. Dokładnie taka, jak Jezusowa. On kochał, bo wcześniej ukochał Bóg Ojciec – a nasza miłość ma być jakby przedłużeniem tamtego ukochania, realizowaniem go w codzienności – względem siebie nawzajem. Za to i dla tego oddał Jezus swoje życie. Nie była to żadna tylko wzniosła idea, teoria bez pokrycia – przecież jej głoszeniu poświęcił bez reszty te 3 lata swojej publicznej działalności, raz po raz do tej prawdy potrzeby miłości powracając. Co więcej – dla tej prawdy umarł, wynosząc ją i wywyższając na drzewie krzyża. Miłość została ukrzyżowana, aby mogła królować także po śmierci.
Bóg wybiera każdego z nas z osobna, indywidualnie – nie w żaden sposób taśmowo czy wg rozdzielnika – i pragnie naszego szczęścia, w miłowaniu właśnie. Każdy z nas inaczej się realizuje, inną drogę brnie przez życie, w czym innym się specjalizuje, ma inne pasje i zainteresowania. Ale we wszystkim tym jesteśmy wybrani i ukochani, aby iść i przynosić dobre, obfite i długotrwałe (o czym się często zapomina) owoce. Owoce miłości właśnie, które poprzedzą nas, które zaniesiemy jak te naręcza kwiatów, zmierzając po śmierci na Sąd.
Szkoda czasu na życie bez miłości.
myślę, że kiedy człowiek nie kocha, przestaje żyć. Nie chodzi o miłość do partnera, ale ogólnie pojętą.