11 listopada to piękny dzień, w którym zawsze staram się być na Mszy Świętej. Po co? Nie, to nie jest żadne święto kościelne, a tym bardziej nakazane (kalendarz liturgiczny podpowiada, że to wspomnienie św. Marcina z Tours, w Polsce kojarzonego głównie z tradycją opychania się rogalami z białą masą :D). Po prostu uważam, że jako człowiek wierzący mam obowiązek modlitwy także w intencji mojej Ojczyzny. Niestety, z roku na rok mam coraz więcej obaw, jak taki patriotyzm i postawa narodowa są w tym kraju – przynajmniej w skali makro – rozumiane.
Cytowałem ją już kilka lat temu, i uważam, że te słowa, opis marzenia, nic nie straciły do dzisiaj na swojej aktualności. Nie dlatego, że to słowa s. Małgorzaty Chmielewskiej. Dlatego, że ona mówi o tym, co oznaczy społeczność fundamentalnie katolicka, ale tak naprawdę, a nie tylko sprowadzająca się do modnych koszulek z patriotycznymi hasłami i logotypami, opasek z symbolem Polski Walczącej, dużej ilości flag i trąbek.
Marzy mi się Polska fundamentalnie katolicka. Zgłupiałam? Może.
Polska, w której każdy człowiek będzie traktowany z szacunkiem przez innych „każdych człowieków”. Bo tego uczy katechizm. Polska, w której wspólne dobro jest dzielone uczciwie. W której dzieci, starzy, chorzy i niepełnosprawni mają pierwszeństwo. Polska, w której oszustwo jest grzechem i wytykane palcami, a cwaniactwo jest be. Polska, w której okrzyk „chcemy więcej” ma nową treść: „Chcemy dać z siebie więcej”.
Polska, w której obcy nie jest obcy, a wszyscy się do siebie uśmiechają /nawet kierowcy/, bo nikt się nikogo nie boi.
W której pracowitość i zdolności są szanowane, krzywdy się przebacza, a skrzywdzonemu naprawia. W której posuwamy się na ławce, żeby zrobić miejsce przybyszowi i odziewamy nagiego i karmimy głodnego, nie pytając wprzód o rasę czy wyznanie lub jego brak. Bo to człowiek, Chrystus cierpiący. Polska, w której pogarda jest wstydem, a nienawiść i agresja wysłana na Marsa, bo Księżyc za blisko. Władza jest służbą, a rządzeni władzę wspierają w decyzjach i z szacunkiem krytykują, kiedy błąd popełni. No i władza słucha.
Tak uczy Kościół Katolicki, czyli powszechny. Ot, mój prywatny fundamentalizm. Katolicki. A w wersji dla niewierzących – Polska ludzi przyzwoitych.
No to zaczynam spełniać swoje marzenia. Jutro uśmiech na gębę i do roboty. Fundamentalnie i od podstaw. Polski się nie ma gotowiutkiej, z fabryki. Polskę trzeba budować stale. Tutaj. Make in Poland.
Tu nie chodzi o coś wyjątkowo trudnego, z jakiegoś powodu mocno niewykonalnego. Jest o wiele prostsze niż wzniosłe idee intronizacji Jezusa Chrystusa na Króla Polski, nie wymaga przygotowań, jak ogólnopolska akcja z różańcem, który miał być „bez granic”, a która skończyła się dość dziwnym w swojej wymowie (pomimo niewątpliwie dobrych i pobożnych intencji pomysłodawców) różańcem-murem wzdłuż granic kraju. Chodzi o zwykłe bycie bardziej człowiekiem i ludzkim dla innych ludziów. O przyzwoitość, która nie musi nawet wiązać się z wiarą – nie trzeba być człowiekiem wierzącym, aby być porządnym, przyzwoitym.
Bardzo często i bardzo łatwo zapominamy, że niepodległość to jest wspólna sprawa wszystkich ludzi w tym kraju, wszystkich Polaków – co nie musi oznaczać, że ludzi zawsze i na wszystko mających te same poglądy, punkty odniesienia. Najlepiej pokazuje to historia – marszałka Józefa Piłsurdskiego i Romana Dmowskiego różniło prawie wszystko, a jednak to dzięki ich równoległej pracy i wysiłkowi te 99 lat temu nastąpiły zdarzenia, które my dzisiaj, wiek później, świętujemu jako symboliczną datę odzyskania niepodległości przez Polskę.
Nie mam żadnej wątpliwości, że wolność została nam nie tylko dana, ale przede wszystkim zadana. Że nad nią trzeba pracować, aby jej nie utracić. Pięknie przypominał to wczoraj w homilii w Gnieźnie prymas Polski abp Wojciech Polak:
Ona [wolność] jest dla nas, w każdym czasie i w każdym pokoleniu, wciąż nowym zadaniem. Rozeznając współczesne wyzwania i podejmując to zadnie wspólnego budowania naszej Ojczyzny trzeba nam – jak uczył święty Jan Paweł II – wciąż pamiętać, że wolności można używać dobrze lub źle, że można, będąc wolnym, budować lub niszczyć. Trzeba pamiętać, że prawdziwą wolność mierzy się stopniem gotowości do służby i daru z siebie. Tak pojęta wolność przyczynia się do troski o nasz wspólny dom, o Polskę, o naszą Ojczyznę, o każdą i każdego, kto nosi ją w swym sercu, kto ją kocha, kto zdolny jest dla niej poświęcać nie tylko swój czas i swoje siły, ale dosłownie samego siebie. (…) Miłość ojczyzny domaga się zatem, byśmy, pomimo dzielących nas różnic i napotykanych trudności, wspólnie i odpowiedzialnie ją budowali. (…) Chodzi o to, aby poprzez okazywaną bliskość i obecność, poprzez świadectwo własnego życia, przemieniać to, co naznaczone jest złem i grzechem. (…) Człowiek ewangelicznej wierności i uczciwości, prawdziwy patriota – jak uczył papież Polak – nie zabiega nigdy o dobro własnego narodu kosztem innych. To bowiem przyniosłoby ostatecznie szkody także jego własnemu krajowi, prowadząc do negatywnych konsekwencji zarówno dla napastnika, jak i ofiary.
Zupełnie nie rozumiem, w jaki sposób te – bardzo mądre i potrzebne – słowa prymasa pogodzić można z tym, co działo się wczoraj i w inne tego rodzaju rocznice w wielu kościołach Polski. Gdzie nie ma ani słowa o wspólnocie i budowaniu Polski – ale jest po prostu wykluczanie i dzielenie, z wyzwiskami od „żydów”, „masonów” i innych. Gdzie jest mowa o walce, co więcej (sic!) „kościele walczącym”, „wielkiejpolscekatolickiej”, wzywa się do „śmierci wrogom ojczyzny” (absurdalność tego hasła w kontekście jednego z przykazań Bożych jest bardziej niż oczywista). Gdzie – nie wiem, co po – eksponuje się szpalery Obozu Narodowo-Radykalnego, gdzie przedstawiciele takich grup są rzewnie witani i pokazywani ludziom jako przykład (a co wyprawiają po wyjściu z kościoła?). Gdzie – żerując na stereotypach, niewiedzy, zwykłych lękach – buduje się nienawiść do ludzi innych od nas: imigrantów, o może innym kolorze skóry (tak przecież najłatwiej „zweryfikować” „polskość”), nie mówiących po polsku; i to wszytsko także odnosi się do ludzi, którzy bardzo często od 5, 10 czy 20 lat mieszkają w Polsce, mają tu swoje rodziny, tu urodziły się ich dzieci, z tym krajem wiążą przyszłość (niestety, coraz częściej „wiązali”, bo po prostu dzisiaj się boją).
Kilka obrazków z wczorajszych eventów niepodległościowych, żeby nie być gołosłownym. Dużo agresji we Wrocławiu – gdzie nadal występuju ex-ksiądz Jacek Międlar, nieskrępowany już nakazami i zakazami przełożonych Zgromadzenia Księży Misjonarzy. Gdzie wczoraj padały w tłumie słowa takie jak: „”Podpalić ją ku**w”, „spalić ku**ę”, „Za**b ją, ku**ę”, „Jak ci się nie podoba, to wy**aj z Polski!”. Wybacz dosadność, to cytaty, takie właśnie słowa – w ramach świętowania niepodległości Polski – padały wczoraj. Żeby było ciekawiej, opublikowane zostało nagranie, na którym jeden z policjantów uraczył zatrzymywaną kobietę zwrotem: „siadaj, k**wo”. Tak, może nie krzyczeli tego przez mikrofon ogranizatorzy – ale takie zachowania miały miejsce, tak się zachowywali uczestnicy tych wydarzeń, ku uciesze innych uczestników. Tu nie ma znaczenia różnica poglądów, jakakolwiek – takie zachowania nigdy, a już tym bardziej ze strony osób deklarujących się jako wierzący katolicy, nie powinny mieć miejsca.Na największej imprezie w kraju – Marszu Niepodległości – uczestnicy mogli usłyszeć takie hasła: „Czysta krew, trzeźwy umysł”; „Europa będzie biała albo bezludna”; „Biała Europa braterskich narodów”; „W górę serca, je*ać TVN”; „Je*ać UPA i Banderę”; „A na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści”; „Biała siła”, „Ku Klux Klan”; „Narodowy socjalizm”; „Sieg heil” (przykład). Obok tego – Jezus i Maryja, albo hasło „my chcemy Boga”. Zobaczyć można było takie transparenty.
Przykłady zachowań antysemickich na wspomnianym marszu w Warszawie pokazała także TVP, gdy reporter, po zadaniu przypadkowym uczestnikom pytania o to, czym jest patriotyzm, usłyszał odpowiedź: „To znaczy, że trzeba odsunąć od władzy żydostwo” (zresztą, dziennikarz w żaden sposób nie zareagował na taką wypowiedź, nie próbując nawet zasugerować jej niestosowności).
Czy ludzie szli w tych pochodach bezmyślnie, czy popierają takie hasła i poglądy, do których one nawiązują? Przecież to jest socjalizm i faszyzm w czystej postaci. A zestawianie tych haseł i postulatów z osobą Jezusa – to jawne bluźnierstwo. Pomijając już to, że są to czyny oczywiście karalne z punktu widzenia nawet świeckiego polskiego prawa państwowego – nawoływanie do nienawiści rasowej, etnicznej (art. 256 k.k.). Nie skomentuję tego, co taka ilość transparentów, słów i wypowiedzi tego rodzaju robiła na marszu, który zatytułowany został przez organizatorów „my chcemy Boga”… Jakiego boga?
Nie dziwi więc, że pojawiają się opinie, że nienawiść i przemoc wobec obcych mają dziś w Polsce charakter systemowy, a nie incydentalny. To nie są „wypadki przy pracy” – tylko powtarzające się rokrocznie sytuacje, widoczne wyraźnie na każdej tego rodzaju imprezie. Powstało wręcz pojęcie „patriotyzmu nienawiści”. Oczywiście, daleki jestem od twierdzenia, że wszyscy uczestnicy takich marszów są faszystami – natomiast nie rozumiem tego, co się dzieje, i sam (pomijając względy bezpieczeństwa rodziny) nie zdecydoał bym się na uczestnictwo w takim marszu. Nie chciałbym, aby ktokolwiek myślał, że popieram hasła i postulaty, które tam padają.
Oto dlaczego wasz patriotyzm jest odmienny od mojego. Wy chcecie Polskę ogrodzić, otoczyć fosą, schować pod korcem. Nie potraficie myśleć o niej jako o czymś, co się rozwija, współtworzy, buduje. Wasz kraj, wasz naród, wasza tożsamość są dla was czymś, czego trzeba nieustannie bronić. Może więc tak naprawdę wcale nie kochacie Polski? Nie potraficie jej pokochać. Umiecie tylko strzec jej i nienawidzić innych za to, że – jak wam się wydaje – chcą wam ją odebrać. Przypominacie Golluma z „Władcy Pierścieni”. „Mój, ssssskarbie, tylko mój!”.
To cytat z Marcina Napiórkowskiego – do którego przeczytania pełnego tekstu w TP zachęcam.
To, jak Kościół będzie wyglądał za ok. 20 lat i dalej zależy od tego, czy i jak tworzyć go będą wartości chrześcijańskie nas – młodych dzisiaj dorosłych, naszych dzieci. Stąd właśnie tak bardzo ważne jest to, aby oni znali Kościół, aby ich zaprowadzić do Kościoła, by oni poczuli się w nim dobrze i znaleźli w nim swoje miejsce. Dokładnie tak samo jest z Polską. To czy ona będzie naprawdę chrześcijańska, czy będzie szanowała wartości, ludzi o innym kolorze skóry, poglądach, przekonaniach – także zależy od tego, jacy my będziemy, czym będziemy się kierowali, czego nauczymy swoich dzieci. Nie od ilości manifestacji, marszów czy pochodów z katolickimi nazwami, nawet jeśli z Jezusem i Maryją czy świętymi w tle. Postawione kiedyś przez pewnego publicystę pytanie „co z tą Polską”, wydaje się bardzo na miejscu.
Polska jest dzisiaj piękna i, dzięki odwadze wielkich ludzi, niepodległa. Pytanie tylko, jak my ze swoją wolnością tę niepodległość zagospodarujemy. Dlatego potrzeba dużo mądrości, ale także modlitwy za Polskę, za tych u jej władz.