Dzisiaj i w najbliższych dniach Kościół w Polsce – a zresztą nie tylko Kościół, bo to przecież data, z którą utożsamia się także początek państwowości naszego kraju, moment jego zaistnienia na mapie Europy – przeżywa dni szczególne, chrztu, który miał przyjąć książę Polan Mieszko I i zapoczątkować tym samym chrystianizację swojego narodu, co miało nastąpić dokładnie 14 kwietnia 966 r. Niestety, ostatnie dni przygotować zakłóciła postać, co do której raczej mało kto ma wątpliwość, iż powinna zniknąć z mediów i życia publicznego już dawno temu – abp Juliusz Paetz, który buńczucznie zadeklarował zamiar wzięcia udziału w jubileuszowych celebrach.
Cała sytuacja zaistniała dzięki informacji upublicznionej przez stację TVN24 2 dni temu, 12 kwietnia. Krótki cytat:
Na pytanie, czy weźmie udział w piątkowych uroczystościach, abp Paetz odpowiada:
– A czemu nie? I to nie jako gość. Ja tutaj jestem u siebie.
Na pytanie o kontrowersje, jakie budzi jego obecność, odpiera krótko: – Niech piszą do Ojca Świętego.
Już sam ton wypowiedzi nie pozostawia wątpliwości co do dobrego samopoczucia Paetza i poczucia, że jest mowa o czymś, co mu się – za przeproszeniem – należy jak przysłowiowemu psu micha.
Trzeba pamiętać, iż jest mowa o chyba największym w ostatnich latach skandalu obyczajowym w Kościele polskim, który nadto nie został tak naprawdę nigdy wyjaśniony – pomimo postawienia publicznie bardzo poważnych zarzutów, do tego natury obyczajowej, księdzu o dość błyskotliwej karierze, wieloletniemu pracownikowi Kurii Rzymskiej i jednemu z polskich metropolitów – oskarżanemu i z szeroko omawianymi, publicznie znanymi bardzo konkretnymi przesłankami do uznania, że próbował uwodzić kleryków poznańskiego seminarium oraz niektórych księży przy wykorzystaniu ich podległości jemu właśnie jako ordynariuszowi. A więc mowa o zarzutach moralnie nagannych bez względu na poglądy religijne, co dopiero już w sytuacji odnoszenia ich do osoby wysokiego rangą duchownego.
Czy w takich okolicznościach ktokolwiek powinien mieć jakiekolwiek wątpliwości, czy abp Paetz powinien być w ogóle brany pod uwagę przy tego rodzaju celebrze? W mojej ocenie – nie. Tu nie chodzi tylko o rangę, rodzaj i materię oskarżeń – ale to, że w takiej właśnie sytuacji osoba, na którą padają tego rodzaju podejrzenia, sama we własnym sumieniu powinna podjąć decyzję o wycofaniu się z życia publicznego, a poza tym uważam, że powinno być mu jednoznacznie i bezdyskusyjnie zasugerowana zmiana miejsca zamieszkania (nigdy nie zrozumiałem, z jakiego powodu pozwolono Paetzowi pozostać w „pałacyku” w Poznaniu – co do dzisiaj, znowu, powoduje zgrzyty i problemy).
Bardzo boli też to, że polski Kościół nadal porusza się – przepraszam za porównanie – jak pijany we mgle w dziedzinie public relations i komunikacji. Czego efektem jest ta sytuacja – kiedy obchody 1050-lecia chrztu zostają jakimś tam tłem kolejnej afery z abp. Paetzem w roli głównej i przepychanek: może, nie może, powinien czy nie powinien. Nie powinien – nie tylko w kontekście tego, co jemu zarzucano, ale i w kontekście całokształtu działań podejmowanych czy przez Benedykta XVI, czy dzisiaj przez Franciszka w celu odzyskania przez Kościół wiarygodności po skandalach seksualnych na całym świecie.
TVN24 napisał, że rzecznik diecezji poznańskiej ignorował telefony od mediów, kiedy sprawa została nagłośniona. Prymas Polski abp Wojciech Polak wskazywał na to, że każdy biorący udział w uroczystościach czyni to na własną odpowiedzialność – trochę zabrzmiało to jako usprawiedliwienie, że to nie on decyduje, nie on organizuje; zabrakło jednoznacznego stanowiska (nie jako wiążącego, bo jego prymat, co wiadomo, jest typowo honorowy, ale wypowiedzianego). Na antenie tej stacji rzecznik Konferencji Episkopatu Polski stwierdził, że „jest taka zasada ogólnie przyjęta ewangeliczna, by nikogo nie wykluczać. Każdy kapłan, który nie jest suspendowany, może odprawiać mszę świętą” – czyli kolejny wykręt i nie odniesienie się do meritum: czy taka osoba powinna się tam znaleźć, a nie czy może odprawić Mszę Świętą (bo może).
Po raz kolejny konieczna okazała się interwencja Rzymu, a konkretnie papieża Franciszka (bo nie wierzę w to, aby tak jasny komunikat w tak trudnej sprawie wyszedł bez jego wiedzy i aprobaty) – a więc, przekornie, Paetz doczekał się odpowiedzi „z centrali”, do którego to Ojca Świętego odsyłał w rozmowie z dziennikarzem niezadowolonych jego planami udziału w uroczystościach. Pewnie nie na taką odpowiedź liczył.
Wczoraj do mediów trafiły 2 komunikaty: Episkopatu (zbieżny z tym z Nuncjatury Apostolskiej) oraz rzecznika archidiecezji poznańskiej:
Informacja ws. udziału abp. Paetza w publicznych uroczystościach
13.04.2016Po raz kolejny Nuncjusz Apostolski przypomniał dziś osobiście abp. Juliuszowi Paetzowi dyspozycję, jaką otrzymał trzy lata temu, żeby powstrzymywał się od udziału w publicznych uroczystościach. Trudno sobie wyobrazić, aby nie było to zachowane podczas celebracji z udziałem Legata Papieskiego, nie mówiąc już o wizycie Ojca Świętego w Polsce z okazji ŚDM.
BP KEP
Warszawa, 13 kwietnia 2016 r.
Oświadczenie rzecznika Kurii w Poznaniu w sprawie abp. Juliusza Paetza
13 kwietnia 2016 r. nuncjusz apostolski w Polsce zwrócił się do abp. Stanisława Gądeckiego z prośbą o przekazanie abp. seniorowi Juliuszowi Paetzowi listu, w którym czytamy:
„Wiadomości ukazujące się w mediach, dotyczące uczestnictwa Księdza Arcybiskupa w oficjalnych uroczystościach 1050. rocznicy Chrztu Polski, tworzą dla Kościoła w Polsce i dla Stolicy Apostolskiej nową sytuację niepotrzebnego i szkodliwego zamieszania, która stoi w jawnej sprzeczności z instrukcjami przekazanymi przez Sekretarza Stanu w 2013 r.”.
Stolica Apostolska nie widzi możliwości uczestnictwa abp. Juliusza Paetza w jubileuszowych uroczystościach kościelnych z udziałem Legata Papieskiego. Zdaniem nuncjatury decyzję tę należy traktować jako normę także na przyszłość, zwłaszcza w perspektywie Światowych Dni Młodzieży. „Ojciec Święty zdecydowanie ponawia zaproszenie do życia w odosobnieniu, w postawie skruchy i modlitwy” – czytamy w liście abp. Celestino Migliore.ks. Maciej Szczepaniak
Rzecznik Kurii Metropolitalnej w Poznaniu
I tylko ten jednoznaczny przekaz, moim zdaniem, wydaje się ratować całą sytuację w kontekście tego, co i jak Kościół taką treścią przekazał i jakie zajął stanowisko – jednoznacznie – w kontekście osoby emerytowanego metropolity poznańskiego. Bardzo krótko, zwięźle, a jednoczenie w sposób nie budzący wątpliwości. Niepotrzebnie siejesz zamieszanie i zgorszenie, szkodzisz Kościołowi i jawnie pokazujesz, że nie obchodzi cię to, co ci nakazano w 2013 r. Nie wychylaj się.
Mnie bardzo podoba się jeszcze coś innego – bo w liście mowa jest nie tyle o rozpoczynających się dzisiaj obchodach dot. chrztu, a także o Światowych Dniach Młodzieży w Krakowie w lipcu z udziałem papieża. Przekaz jest jednoznaczny i dalej idący – norma na przyszłość i brak udziału Paetza w jakichkolwiek uroczystościach i wydarzeniach publicznych z jednej strony, ale także brak uwzględniania go i zapraszania na takie uroczystości przez biskupów czy inne władze z drugiej strony. Odosobnienie, skrucha, modlitwa – papież zaleca w sposób zdecydowany, czyli bez dyskusji. Nie tylko teraz – ale już odtąd na stałe, żeby nie było wątpliwości. Jak to mówi się mądrze – Roma locuta, causa finita. Oby. Obyśmy nie musieli się przekonywać za jakiś czas, co jeszcze trzeba będzie zrobić, o ile Paetz zlekceważy te zalecenia.
W tych dniach mówi się dużo o Miłosierdziu Bożym, o potrzebie miłosierdzia wobec drugiego człowieka. Niewątpliwie. Tylko że w omawianej sytuacji nie jest brakiem miłosierdzia to, że Paetzowi podziękowano za udział w celebrach. To, że nadal jest w Poznaniu, że pozwolono mu tam zostać, że nie obłożono go karami uniemożliwiającymi odprawianie Mszy Świętej (suspensa) – to jest miłosierdzie. Gdyby to ode mnie zależało – powinien spędzić resztę życia gdzieś w klasztorze klauzurowym, w odosobnieniu, w prostej celi bez wygód, jako szeregowy ksiądz, pozbawiony tytułu biskupa.
W całym tym kontekście sytuacji jedno, niestety, trzeba powiedzieć jasno – po raz kolejny wychodzi bokiem wszystkim (Kościołowi, Episkopatowi, wierzącym) kwestia tego, że sprawa Paetza nigdy nie została publicznie wyjaśniona i rozstrzygnięta, a potem zamknięta. Uwaga, nie chodzi o publiczne wypranie brudów – opisywanie ze szczegółami poszczególnych sytuacji w możliwie pikantny sposób. Ale o zbadanie przez konkretne organy sądownicze – tak, przede wszystkim kościelne – czy do czegoś doszło, jak do tego doszło, i do czego konkretnie doszło. Których konsekwencją byłby jednoznaczny watykański komunikat o przyczynach nałożonych na arcybiskupa karach i ograniczeniach i tym, na jakiej podstawie, jakich ustalonych zachowań, do tego ukarania doszło (co do których dzisiaj niektórzy próbują sugerować ich bezzasadność, posuwając się nawet do absurdalnych tez o krzywdzie wyrządzonej w/w).
Przepraszam – ale czy ktokolwiek ma wątpliwość, że odwołanie abp. Paetza w 2002 r. przez Jana Pawła II było czymkolwiek innym niż karą za molestowanie i, niezbyt udaną, próbą zamknięcia tematu?
Nic dziwnego – zgorszenie całokształtem sytuacji (tamtej z 2002 r., i kolejnych powtarzających się z jego udziałem co kilka lat) pozostaje, bo choć utracił stanowisko, Paetz nadal z uśmiechem przechadza się po Poznaniu, gdzie wszystkie wspomniane sytuacje miały miejsce, tyle tylko, że w 2013 r. zakazano mu publicznego pojawiania się na uroczystościach i pełnienia funkcji biskupich (w tym bierzmowania, wyświęcania kapłanów, przewodniczenia uroczystym liturgiom). Konkretne czyny nigdy nie zostały nazwane po imieniu – w rezultacie czego Paetz do dzisiaj, co dla mnie niepojęte, opowiada na prawo i lewo, że sam nie ma sobie nic do zarzucenia. „Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” mówił Jezus. Tutaj jest jedno wielkie niedomówienie, tajemniczość, brak konkretów. Niby każdy wie o co chodzi, ale nikt tego nie wyraził. Zbiorowe niedopowiedzenie.
A z punktu widzenia wiernych, do których i ja należę – cóż, trudno całość tej sytuacji nazwać inaczej niż pokazywaniem, że „solidarność z kolegami po fachu” (którzy to duchowni mieli od lat 70. ubiegłego wieku zdawać sobie sprawę, że ówczesny kurialista ks. Paetz wykazywał skłonności homoseksualne), jak to nazwał ks. Kazimierz Sowa z „korporacji”, jest ważniejsza niż prawda, transparentność, wyjaśnienie syfu i nazwanie rzeczy po imieniu. Czy w takich okolicznościach można się dziwić, że Kościołowi niektórzy odmawiają prawa do wypowiadania się w sferze moralności?